15 sierpnia pisałem „..Ukraińcy są zadowoleni z naszych armatohaubic…”. No to nadszedł czas, by pewne kwestie rozwinąć i może spróbować je jakoś podsumować zwłaszcza z polskiej perspektywy. Od tego czasu ofensywa marketingowa w wykonaniu Ukraińskiej armii produktów z HSW i Grupy WB się nasiliła
Nie ma w tym nic dziwnego, biorąc pod uwagę, jak cennym nabytkiem jest dla niej Dywizjonowy Moduł Ogniowy Regina. Ale po kolei.
Za co kochają Ukraińcy Kraba?
Celność. Jest fenomenalna, nawet „zwykłą” amunicją odnotowane są trafienia „ w wiaderko”. Zasięg rażenia – wiem, że są w tej kwestii pewne kontrowersje, wynikające ze sprzecznych informacji i pewnego chaosu informacyjnego dotyczącego stosowanej amunicji. Ale z moich informacji wynika, że jednak możemy na konto Kraba zaliczyć trafienie na +60 km. I to z efektem w postaci porażenia 1Ł267 (takie cholernie ważne ustrojstwo z gatunku WRE – walki radioelektronicznej) – nieźle nie? O amunicji, to szerzej poniżej przy omawianiu kwestii „automatu”, ale tylko wspomnę, że Excalibury i inna amunicja „inteligentna”, nie stanowią żadnego problemu. Poza jednym, naprawdę skrajnym (geometrycznie) przypadkiem, Krab łyka wszystko, czym go nakarmimy – przyznać trzeba, że to bardzo przyjemna cecha na wojnie. Tu trzeba nisko się pokłonić Grupie WB i jej pracownikom – ich profesjonalizm i poświęcenie sprawiło, że z tego całego (czasem lekko egzotycznego) arsenału da się strzelać celnie. Topaz „wszystko łapie” – szczegóły pozostają skryte pewną mgłą i… tak niech lepiej pozostanie. Mobilność – światowa klasa. Zakopać go w błocie – to już naprawdę wyższa szkoła jazdy.
Kierowcy podkreślają łatwość oraz przyjemność prowadzenia – i to nie tylko w porównaniu do sprzętu rodem z ZSRR. Oj nie. Filmy reklamowe, prospekty – pole bitwy i wojenne warunki eksploatacji wyjątkowo brutalnie to weryfikują.
Dostępność, to dwie kwestie. Pierwsza – liczba otrzymanych armatohaubic i całego niezbędnego im „towarzystwa” w ramach Reginy, czyli m.in. wozów dowodzenia, bsl itd. OFICJALNIE padła informacja o przekazaniu z arsenału SZRP jednego dywizjonu z 18 Krabami i niepodaną liczbą pozostałych pojazdów, oraz o zamówieniu przez Ukrainę trzech kolejnych dywizjonów u producenta z dostawą w przyszłości… W przestrzeni medialnej pojawiają się nieoficjalne informacje o liczbie dostarczonych +50. Ile dostarczono naprawdę? Niestety musimy się posłużyć formułą „dużo, a będzie więcej”. Do przemyślenia zostawię szanownym czytelnikom hipotezę, że liczba 212 zamówionych K9A1 (koreańskie armatohaubice) przez SZRP, jakoś dziwnym trafem, może stanowić interesujący punkt odniesienia do łącznych ubytków magazynowych w zakresie samobieżnej artylerii lufowej i rakietowej, jakie ostatnio dotknęły całkowitym przypadkiem Wojsko Polskie. Oczywiście to hipoteza, i JESZCZE nie jest to odniesienie jeden do jednego . Hipoteza hobbystyczna, jakby ktoś pytał.
Drugą kwestią jest podatność na awarie/łatwość napraw/dostępność do części zamiennych. I tu znów Krab jest królem na ukraińskim polu walki. Inne bardzo nowoczesne, topowe konstrukcje mają, khmm pewne problemy. I nie, nie mam tu na myśli tylko niemieckiej konkurencji.. A tak konkretnie, to jakie atuty ma Krab? Bardzo prosta i przemyślana pod kątem „user friendly” konstrukcja. Lufa wytrzymująca 3500 (sic!) strzałów – ależ bardzo proszę. Części możliwe do wytworzenia w warunkach wojennych, w kraju poddawanym ostrzałem rakietowym, z niszczonymi sieciami energetycznymi – spoko, nie ma problemu. Doprawdy jest fascynujące, że dysponujący takimi możliwościami bojowymi sprzęt, jest jednocześnie bardzo prosty, „idioto odporny” i naprawdę wytrzymały na eksploatację w warunkach bojowych. Jednocześnie jest komfortowy na tyle (np. czajniczek), na ile może być SpW (sprzęt wojskowy) i wbrew pozorom łatwy do „nauki”.
A czy system jest skuteczny, czy daje Rosjanom w kość? Och, jak diabli. SZFR uznają polski produkt za najbardziej niebezpieczny i priorytetowy cel dla ognia kontrbateryjnego na równi z francuskimi CAESAR. Pomijając oczywiste przewagi Kraba nad francuskim produktem, zastanawia, że produkty niemieckie i słowackie jakoś tak nie absorbują myśli rosyjskich oficerów. Ciekawe, czy jest to też jakoś powiązane z tym, co łączy te dwie armatohaubice, hmm.
Reasumując. Świetny, kompleksowy produkt polskiego przemysłu obronnego, sprawdzony w boju (combat proven), Ukraińcy go kochają. A Rosjanie? No cóż żywią wprost przeciwne uczucia.
Dlaczego „a sprawa Polska”?
Polska zawarła, umowę wykonawczą na zakup 212 armatohaubic K9A1, w ramach umowy ramowej na 672 sztuki. Pozostałe sztuki mają reprezentować wariant K9PL będących w skrócie spolonizowaną K9A2 z automatem ładowania. I właśnie ten element był (*w momencie kończenia tekstu już wiadomo, że narracja się khmm zmieniła) szczególnie mocno eksponowany. Pochylmy się zatem nad kwestią automatu ładowania.
Antoni Walkowski poczynił następującą nitkę
Przeczytałem z dużym zainteresowaniem i muszę wyrazić podziw dla autora za tak udane zebranie wielu formacji. Gratuluję.
Teraz tylko spójrzmy na kwestię automatu, z punktu widzenia eksploatacji w warunkach nie pokojowych czy nawet misji ekspedycyjnych, tylko prawdziwej pełnoskalowej wojny. Na Ukrainie do Krabów ładuje się np:
I teraz, jakby wstawić do tego super automatu taką różną amunicję jak wyżej, różniącą się jednak „nieco” geometrią i wymiarami to…Proszę mi powiedzieć, jakby to coś miało mieć możliwość kalibracji. Przesuwanie zapadek, żeby dostosować do innej amunicji długo by wytrzymało? Aby włożyć innej długości amunicje, musiałyby tam być z 4 suwadła z regulacją. A jak masz możliwość regulacji, to weź podczas dnia roboczego, reguluj co 15 strzałów automat. A jeszcze mamy ładunki miotające. Oczywiście na Ukrainie stosuje się je „od sasa do lasa”, każdy inny… STANAG-i powiecie? No są i co. I nie tylko w PzH2000 niestety, fizyka jest wrogiem automatów. Tym bardziej przy ilości strzałów, które one osiągają np. 10 strzałów na minutę. Co z tego, jak lufa później musi stygnąć z 20 min. A i nie zapominajmy, że przy takiej intensywności ognia, to w naszej „ulubionej” PzH2000 komputer balistyczny płonie:)
Z pewną ironią bym powiedział, że producentom automatów ładowania, w tym całym cyrku z certyfikatami i certyfikacjami, chodzi o to, by sprzedawać swoją drogą amunicje:) – ale to tylko moja złośliwość. Z jeszcze większego poziomu złośliwości powiedziałbym, że Ukraińcy eksploatując Kraby wszystkie certyfikaty mają w d… a on i tak działa – ja to postrzegam jako zaletę.
Oczywiście zwolennicy automatów podkreślają brak jednego członka załogi w takim rozwiązaniu, co biorąc pod uwagę problemy z personelem, ma być atutem.
No cóż. Polscy instruktorzy (tu składam olbrzymie ukłony i podziękowania za ich profesjonalizm i poświęcenie) byli w stanie wyszkolić do odpowiedniego poziomu „zielonego” 18-letniego żołnierza do funkcji ładowniczego w … DWA dni. Tak, dobrze przeczytaliście. Dwa dni pod okiem doświadczonego instruktora wystarczyły, by ładowniczy ogarniał temat. I to ogarniał na tyle dobrze, że w sumie niemal od razu ze szkolenia trafiał z kolegami prosto na front i sprawnie wysyłali „orków” do ich nieba.
To, czy ten brak ładowniczego, patrząc na łatwość szkolenia, jest faktycznie aż taką zaletą w kontekście całej pokaźnej litanii wad?
Oczywiście K9 ma zalety i nie mam zamiaru demonizować tego działa. Artylerzyści wskazują np., że ma prostszy system montażu uszczelniacza klina zamkowego. A jest to element, który przy szkoleniu czasem pochłania najwięcej czasu.
Z wielu przyczyn jestem w stanie zrozumieć konieczność zakupu „ z półki” tych 212 sztuk. ALE. Tu muszę wtrącić pewną dygresję. SZRP opierają sie na mobilizacyjnym rozwinięciu sił zbrojnych. Co to znaczy? Ano bardzo mocno upraszczając, że w czasie pokoju (P) jednostki z reguły nie mają pełnego stanu żołnierzy (np. stany 50-60%), i muszą przyjąć zmobilizowanych rezerwistów, rozkonserwować część sprzętu i dopiero wtedy uzyskują pełną wartość bojową, przewidzianą zgodnie z etatami na czas wojny (W) – [praktycy od mobilizacji w tym momencie zagryzają zęby i rzucają się (słusznie!) do klawiatur, za tak prymitywne uproszczenia i skrócenie złożoności problemu]. Dodajmy, że są jednostki, które nie funkcjonują w czasie pokoju, a są przewidziane do rozwinięcia mobilizacyjnego… I jak tu się znajduje cała Regina, a Krab w szczególności? IDEALNIE. Sprzęt łatwy do obsługi, prosty do nauki. O ładowniczym pisałem wyżej. Celowniczy? – Wiadomo, ma dużo innych obowiązków, ale ten najważniejszy – koordynaty itp. to jakby przed komputerem w grę grał. Upraszczając trochę, przy systemie Topaz, to jeden guzik wciska. Kierowca – jak ktoś miał obycie przy ciężkich pojazdach (najlepiej gąsiennicowych) to w mig ogranie temat. Kierowcy rezerwy po bewupach szybko ogarniali co i jak (najwyżej czasem jakiś błotnik ucierpiał). Kluczowy tu jest dowódca działa. Można by rozważyć, czy rezerwistów mających takie przydziały mob. nie powoływać raz – dwa razy w roku na powiedzmy dwutygodniowe intensywne ćwiczenia. Pod okiem naszych profesjonalnych instruktorów, szkoląc się z zawodowymi załogami, stanowiliby ważny kościec do rozwinięcia mobilizacyjnego naszej artylerii (czasem mocno skadrowanej…). Wniosek dla mnie jest jeden. Biorąc pod uwagę, jak Regina/Krab doskonale się wkomponowują w możliwości i potrzeby SZRP, należy je produkować w jak największej liczbie. Czy możliwości produkcyjne są zadowalające – nie. Pewnie się nie znam, ale czy nie warto rozważyć dofinansowania przez skarb państwa rozbudowy potencjału produkcyjnego HSW i innych spółek wchodzących w skład PPO? Mamy światowy produkt, niezwykle skuteczny (już za chwilę matki w Rosji będą straszyć niesforne dziatki. Jak będziesz niecnotą to cię „zmogilizują”, trafisz do frontowej kipieli, a tam pocisk z Kraba cię przemieli). To co panowie decydenci – WARTO?
Na sam koniec mała opowieść. Taka z typu: paru weteranów przy ognisku, mając w kubeczkach płyny prowadzi gawędę. I jak w każdej gawędzie jest większe lub mniejsze ziarno prawdy. Z przymrużeniem oka proszę potraktować. Pewne kwestie trzeba było „wygwiazdkować”. „ …Mówię Ci, te chłopaki to naprawdę nieźli giganci. Słuchaj, praktycznie cała obsługa to rezerwiści, z czego dowódca to miał niezłe doświadczenia z Hiacynta, a kierowca bodajże jeździł na Goździkach. Reszta to „zielona” rezerwa, ale szybko ogarnęli, co i jak. No i ostatnio zjechali cichaczem na stanowisko, szybciutko Topazem się dowiązali w krzaczkach, dostali namiary z Reginki i błyskawicznie jeb*** trzy pociski i w długą. No i wyobraź sobie (a walili tak na +30 km) … rozj**** ruski wóz dowodzenia artylerią. Ale najlepsze jest to, że po zmianie stanowiska powtórzyli to wszystko i tym razem salwą trzech szybkich wyje**** w kosmos .. Zooparka! No kur… niesamowite chłopaki. Oczywiście zasługa też rozpoznania, wiesz Fly-eye i te sprawy, ale i tak świętowanie było…”
Jeśli się Wam podoba moja praca i chcecie więcej tego typu tekstów, zapraszam do wspierania, ponieważ każdy tekst to godziny szukania informacji. Dziękuję za każde wsparcie
Tomasz Leśnik
Od bardzo dawna (co potwierdzają siwe włosy i zakola) interesujący się problematyką bezpieczeństwa narodowego, sił zbrojnych, militariów. Maruda zadający niewygodne pytania. Aktywny uczestnik polskiego „mil-netu”. Od niedawna obecny także na Twitterze – profil @PEmeryt – Hobby: historia, II RP, gitara i muzyka także w „ciężkiej” odmianie.
Świetny artykuł Panie Tomaszu.