Koniec roku sprzyja różnego rodzaju podsumowaniom. Zapewne w najbliższych dniach pojawi się wiele zestawień o stratach obu stron wojny na Ukrainie za cały rok 2022. Pewnie też zobaczymy analizy realnego (?) stanu SZ FR (Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej) w oparciu o to, co jest podawane w przekazie medialnym z wojny na Ukrainie. No i tu pojawia się problem. To jest Rosja i jak zwykle obrazki wcale nie przedstawiają prawdziwego stanu, a tylko go zaciemniają. Może wyjaśnię na przykładach.
Zacznijmy od ukochanego WRE. Początkowy sukces w postaci sparaliżowania (na krótko i niepełnego) naziemnych posterunków radiolokacyjnych, jak i pewnej części ukraińskiej sieci łączności, szybko przerodził się w festiwal niekompetencji i totalnego bardaku po… rosyjskiej stronie. Mieliśmy przez pewien okres czasu dość zabawną ciuciubakę. Rosjanie włączali zakłócanie – ukraińskie drony (poza chlubnymi wyjątkami w postaci wyrobów z kraju bigosu i kiszonych ogórków) nie mogły operować, ale Rosjanom siadała łączność. Jak nie mogli się połączyć z artylerią prosząc o wsparcie, to po chwili refleksji wyłączali własne WRE, Na to tylko czekali Ukraińcy, którzy zaraz wypuszczali własne drony, no i zabawa zaczynała się od nowa. Ale nieprzypadkowo użyłem słowa mieliśmy. Najpierw Rosjanie sięgnęli po, może prymitywne, ale skuteczne doraźne rozwiązanie w postaci łączności kablowej i.. gońców. Tak, dobrze czytacie. Że co, śmiech, iż cofają się do II wojny? Nic bardziej mylnego. Zadziałało doskonale w czasie walk na łuku Dońca, pod Siewierodonieckiem i nie tylko. Z czasem, ogarnęli na ile się dało łączność, ściągając nowoczesne radiostacje, skąd tylko się dało. Dodatkowo dokonali zmian organizacyjnych, jak i tam, gdzie to było możliwe, doraźnie modyfikując sprzęt WRE. I niestety zadziałało. Jasne, to ile egzemplarzy sprzętu łączności, dowodzenia czy walki radioelektronicznej zmieniło swoje miejsce pobytu na pustynie Arizony, czy jakie sukcesy odniosło rozpoznanie radioelektroniczne NATO – to jest tylko powód do promiennego uśmiechu. Tylko, że ma to małe przełożenie na bieżący konflikt na Ukrainie. Owszem, jest to duży, ba gigantyczny problem dla SZ FR w przypadku ewentualnego konfliktu z NATO, natomiast (co stwierdzam z ubolewaniem) nie upośledza ich zdolności tu i teraz w czasie toczących się walk. I z fragmentarycznie napływających doniesień, to sytuacja w tym zakresie jakoś się nie polepsza dla Ukrainy. A nawet wprost przeciwnie.
Marynarka Wojenna. Pada słowo „Moskwa” i wszyscy wiedzą, o co chodzi. Ubaw pełny z Rosjan, genialny pokaz tego, jak różni się stan techniczny propagandowy/deklarowany a faktyczny części sprzętu. No dobra, pośmialiśmy się, a teraz pytanie. A co spowodowało rozluźnienie blokady morskiej portów ukraińskich, tak, by był możliwy choć eksport żywności? Sukcesy w walce z WMF RF (rosyjska marynarka wojenna)? No, jakoś kurna nie. Porozumienie udało się osiągnąć tylko dzięki presji politycznej, ciężkiej pracy dyplomatycznej i postawie m.in. Turcji. Dodajmy, że cały czas Ukraina nie ma pełnej swobody korzystania z portów. Pomoc np. materiałowa dla armii ukraińskiej nie może być transportowana drogą morską do takiej Odessy. Czyli może jednak te obśmiewane WMF RF realizuje cały czas swoje zadania i to dość skutecznie, co?
Służby remontowo-naprawcze, stan zapasów materiałowych WPiZ (wojsk pancernych i zmechanizowanych). Pisałem całkiem spory tekst o bolączkach, jakie toczą WPiZ w kontekście remontów SpW (sprzętu wojskowego)
A jaki jest obecnie stan? No cóż. Niestety, poprawiło się i to znacząco. Oczywiście, problemy z dostępnością niektórych krytycznych elementów, niezbędnych do przywracania do służby, czy to pojazdów uszkodzonych, czy też wyciąganych z zapasów mobilizacyjnych/odtworzeniowych nie zniknęły. Aż tak dobrze nie ma. Ale przestawienie części przemysłu na tryb wojenny, bezprecedensowe skupowanie wszystkiego, co się nada skąd tylko jest to możliwe, przynosi efekty. Uważny obserwator dostrzeże, że skąpo, ale pojawiają się dowody na dostawy nowego/odremontowanego sprzętu bezpośrednio na front. Czyli, mimo wszystkich poniesionych strat (bez względu, jaki jest ich faktyczny poziom) SZ FR zachowują nadal zdolność do uzupełniania stanu jednostek walczących na Ukrainie. Oczywiście nie przebiega to bezproblemowo, ale finalnie jest realizowane.
Mobilizacja. No pomysł z rozpoczęciem mobilizacji dopiero po 6 miesiącach toczącej się wojny, to bez dwóch zdań do najgenialniejszych nie należy. Wprowadzanie w życie planu mobilizacyjnego, gdy część kadry mająca wpisane konkretne zadania (np. tworzenie tzw. zalążków dla oddziałów rozwijanych mobilizacyjnie), to albo była czynnie zaangażowana na froncie, albo poległa, z pewnością najlepszym nie jest. Skala korupcji i zwykłego bałaganu połączonego ze skrajnymi przypadkami niekompetencji, jaka objawiła się w zapasach mob. była doprawdy oszałamiająca (do rangi symbolu przejdzie brak 1,5 mln kompletów umundurowania zimowego, które po prostu wyparowało…). Ale. Cześć zmobilizowanych wykorzystano na szybko do łatania dziur na froncie (ze skutkiem dla „mogilków” wiadomym), co jednak w krytycznych momentach pomogło RZ FR ustabilizować sytuację. Braki w kadrze i infrastrukturze szkoleniowej częściowo załatano korzystając z zaplecza armii białoruskiej (zresztą z naprawdę niezłym rezultatem). Braki materiałowe częściowo załatano znowu ekstraordynaryjnymi zakupami po całym świecie, włącznie z Koreą Północną. Częściowo też zdano się na zaradność samych mobilizowanych i ich rodzin, które we własnym zakresie uzupełniają braki. Że śmieszne? To może ja nie będę wskazywał armii europejskiej (ba NATO-wskiej), gdzie żołnierze też dokonują zakupów na własną rękę, bo to, co „ojczyzna dała” to też jest… A wisienką na torcie, że ta mobilizacja, to jednak daje odczuwalne rezultaty, niech będzie informacja, która jakiś czas temu się pojawiła, o zmobilizowaniu całkowicie zgodnie z tabelami i w założonym reżimie czasowym… 10 szpitali polowych. To może jednak „coś” i to nie takie małe, to im się udaje?
Jak widać, nie wszystko jest takie proste, jakby się mogło wydawać. A nawet jest wprost przeciwnie. Zawsze trzeba mieć z tyłu głowy „To jest Rosja”, tu logika przybiera dość dziwaczne tory i to, co by się mogło na pozór wydawać absurdalne takim nie jest. Radzę o tym wszystkim pamiętać i z ostrożnością podchodzić do wszelkich podsumowań – zwłaszcza tych, które będą pozbawione elementu czasem niewygodnych/niepopularnych szczegółów.
Jeśli się Wam podoba moja praca i chcecie więcej tego typu tekstów, zapraszam do wspierania, ponieważ każdy tekst to godziny szukania informacji. Dziękuję za każde wsparcie.
Tomasz Leśnik
Od bardzo dawna (co potwierdzają siwe włosy i zakola) interesujący się problematyką bezpieczeństwa narodowego, sił zbrojnych, militariów. Maruda zadający niewygodne pytania. Aktywny uczestnik polskiego „mil-netu”. Od niedawna obecny także na Twitterze – profil @PEmeryt – Hobby: historia, II RP, gitara i muzyka także w „ciężkiej” odmianie.
Leśniku, odnośnie krążownika Moskwa to częściowo się nie zgadzam. Zgadzam się iż to Turcja doprowadziła do eksportu zboża, a nie zatopienie krążownika. Ale nie zwróciłeś uwagi iż przed zatopieniem krążownika: 1. rosyjskie okręty podchodziły bardzo blisko ukraińskiego brzegu, nawet na 20 km. Były nawet ostrzeliwane Gradami. 2. Była możliwa operacja desantowa na ukraińskim brzegu gdzieś pod Odessą, przez co Ukraińcy musieli utrzymywać w tym rejonie jednostki wojskowe w sile co najmniej brygady, albo i wieksze. 3. Była możliwa rosyjska kontrolą nad Wyspą Węży. 4. Po zatopieniu krążownika Moskwa desant praktycznie stał się niemożliwy, jednostki rosyjskie wycofały się na pełne morze, Ukraincy odbili Wyspę Węży. Uwolniono z obrony wybrzeża jednostki lądowe. Z tych wszystkich powodów uważam jednak że zatopienie Moskwy miało wymiar wojskowy i operacyjny, a nie tylko propagandowy.