Najpierw Minister Obrony Narodowej Mariusz Błaszczak na Twitterze ogłasza leasing Reaperów, następnie Rzecznik Agencji Uzbrojenia doprecyzowuje warunki umowy.
„Wartość umowy wynosi 70,6 mln USD netto, a usługa będzie świadczona do czasu planowanego pozyskania bezzałogowego systemu rozpoznawczo-uderzeniowego MQ-9B #REAPER. Z uwagi na występującą tajemnicę przedsiębiorstwa bardziej szczegółowe informacje nie mogą zostać udostępnione.”
I właśnie tu pojawia się pewien znak zapytania, ponieważ w ocenie niektórych ekspertów, nie mamy do czynienia z umową leasingu, a „zakupem usługi” prowadzenia rozpoznania.
Jak to mówią, diabeł tkwi w szczegółach i jeden z użytkowników Twittera dokonmał dość obrazowego porównania:
„Na język prostego człowieka nie wzieliśmy samochódu w leasing, tylko podpisaliśmy umowę z firmą transportową że jak będziemy chcieli to podjadą i nas zabiorą.”
No właśnie… Dlaczego różnica może okazać się istotna? Otóż dlatego, że w przypadku leasingu jego przedmiot przechodzi w posiadanie leasingobiorcy, do wyłącznego użytkowania, a leasingobniorca może nim względnie swobodnie dysponować w granicach określonych umową leasingu. Zgodnie z polskim kodeksem cywilnym:
Art. 709[1]. Umowa leasingu
Przez umowę leasingu finansujący zobowiązuje się, w zakresie działalności swego przedsiębiorstwa, nabyć rzecz od oznaczonego zbywcy na warunkach określonych w tej umowie i oddać tę rzecz korzystającemu do używania albo używania i pobierania pożytków przez czas oznaczony, a korzystający zobowiązuje się zapłacić finansującemu w uzgodnionych ratach wynagrodzenie pieniężne, równe co najmniej cenie lub wynagrodzeniu z tytułu nabycia rzeczy przez finansującego.
Leasing zaawansowanego sprzętu wojskowego nie jest niczym nowym ani nadzwyczajnym. Wystarczy wspomnieć, że na takie rozwiązanie zdecydowały się Węgry i Czechy w przypadku samolotów wielozadaniowych JAS-39 Gripen. Leasing miałby w przypadku „polskich” Reaperów sporo zalet, w tym oczywitą możliwość zdobycia doświadczenia „hands on” przez polskich operatorów.
Jeśli jednak nie mamy do czynienia z umową leasingu, a umową – nazwijmy to – „o świadczenie usług
w zakresie rozpoznania obrazowego i elektronicznego przy użyciu systemu MQ-9A”, to pojawia się sporo znaków zapytania. Po pierwsze, czy polscy operatorzy będą obsługiwać system, zarówno w znaczeniu pilotowania Reaperów, jak i pozyskiwania, obróbki i analizy danych zbieranych przez te bezzałogowe statki powietrzne?
Po drugie, czy planowanie misji rozpoznawczych będzie odbywało się po stronie polskiej, czy też „usługodawca” weźmie tylko pod uwagę tzw. collection requirement (zapotrzebowanie na zebranie danych) strony polskiej i sam planował misję? Korzystając z przytoczonej powyzej analogii („jak będziemy chcieli to podjadą i nas zabiorą”): czy to „klient” będzie „ustalał trasę” według swojego zapotrzebowania, czy też „kierowca” dokona wyboru trasy wg swojego uznania, dostosowując ją jedynie do polskich „collection requirements”?
Po trzecie, czy system objęty umową będzie wykorzystywany na wyłączność przez polskie wojsko, czy też Siły Zbrojne RP będą tylko współużytkownikiem owego systemu?
Po czwarte i najważniejsze, czy biorąc pod uwagę, iż umowę zawarto „z uwzględnieniem przepisów amerykańskich”, strona polska zyska pełen i nieograniczony dostęp do danych gromadzonych na potrzeby Sił Zbrojnych RP przy pomocy tego systemu? Wystarczy bowiem, by strona amerykańska nadała dodatkową, szczególną klauzulę bezpieczeństwa (np „5 Eyes Only”), a udostępnienie tych danych będzie wymagało każdorazowej zgody władz amerykańskich.
Rzecznik Agencji Uzbrojenia, Pan ppłk Krzysztof Płatek, powołując się na ochronę informacji niejawnych oraz tajemnicę przedsiębiorstwa nie ujawnia bardziej szczegółowych informacji, zatem cztery powyższe pytania pozostają na razie otwartymi. Miejmy nadzieję, że w trakcie realizacji umowy niektóre szczegóły zostaną jednak podane do informacji publicznej i przynajmniej część wątpliwości dotyczących tej umowy zostanie rozwianych.