Powyższe pytanie jest z pewnością mocno prowokacyjne i brzmi niczym klikbajtowy tytuł artykułu jakiejś gazety bulwarowej, w którym autor stara się wywróżyć ze „szklanej kuli” jaka będzie przyszłość. Po części ten tekst autentycznie taki będzie, bo musi być. Nikt z Nas nie wie, co wydarzyć się może w przyszłym tygodniu, a co dopiero za rok o tej porze. Niemniej spróbuję się podjąć tego zadania i odpowiedzieć na owe pytanie opierając się o subiektywne predykcje, lecz mniej lub bardziej poparte danymi. Choć nie ukrywam, niektóre tezy wynikać będą ze zwykłej ludzkiej intuicji.
Wojna ukraińsko-rosyjska trwa już ponad 10 lat. Tak, nie 2 a 10, i przyjmijmy to do wiadomości. Przez te ostatnie ponad 24 miesiące wydarzyło się wiele na froncie nad Dnieprem, począwszy od marszu rosyjskich kolumn na Kijów, przez heroiczną obronę Mariupola, kampanię na łuku Dońca Siewierskiego, ofensywy charkowską i chersońską, nieudany zwrot zaczepny Sił Zbrojnych Ukrainy na Zaporożu, aż po zajęcie Awdijiwki i ponowne przejęcie inicjatywy taktyczno-operacyjnej przez Federację Rosyjską. Pisząc to w połowie lipca 2024r. uważam, że sytuację na froncie należy uznać jako względnie stabilną, w której to jednak Rosja jest stroną decydująca o tym, gdzie i kiedy wydać bitwę Ukraińcom.
Na początku 2023r. prognozowałem, że konflikt zakończy się latem-wczesną jesienią 2024r. Było to założenie bardzo optymistyczne, ale wynikało z mojego przekonania, że letnia ofensywa ukraińska doprowadzi finalnie do załamania się frontu rosyjskiego i pobicia jej armii. Posypuję już któryś raz głowę popiołem i przyznaję się, że nie doceniłem potencjału SZFR na tamten moment, będąc przekonanym, że ich zdolności logistyczne zostały na tyle upośledzone, że nie będą w stanie wytrzymać kolejnego, silnego zwrotu zaczepnego armii ukraińskiej.
A może nie? Może armia rosyjska była faktycznie upośledzona, ale to strona ukraińska była nadal za słaba, żeby to wykorzystać? Nad tym będą się głowić w przyszłości najtęższe głowy badające historię sztuki wojennej. Mamy lato 2024 i niestety nic nie wskazuje na to, żeby wojna miała się zakończyć w ciągu następnych tygodni. Co prawda, prezydent Zełeński zapowiada przedstawienie jeszcze przed listopadowymi wyborami w USA propozycji pokojowej, jednak skupmy się nadal na stanie, z którym mamy do czynienia obecnie.
Cele strategiczne- FR zaczynała tę wojnę z prostym planem. Zlikwidować w ciągu kilku/ kilkunastu dni władze w Kijowie i obsadzić marionetkowy rząd na czele z powracającym Wiktorem Janukowyczem lub innym prorosyjskim namiestnikiem. Nie będę rozkładał tego na czynniki pierwsze, bo każdy zdaje sobie z tego sprawę. To się nie udało, Ukraina obroniła swoją państwowość i to jest w tym wszystkim najważniejsze. Rosja nie wypełniła politycznych założeń i jedyne czym musiała się zadowolić, było wybicie korytarza lądowego z Krymu do Rostowa nad Donem.
Ukraina, natomiast, cały czas stawia sobie za cel odzyskanie wszystkich terytoriów, łącznie z Półwyspem Krymskim, wejście do NATO i Unii Europejskiej. Scenariusz idealny dla samego Kijowa, ale też dla Polski, i wydaje się całego zachodniego świata. W mojej ocenie, na ten moment i jeszcze bardzo długo, jest to wariant absolutnie nie do zrealizowania. Przy czym nie uważam, że nie niemożliwy w pewnych obszarach. Donbas uznaję za definitywnie stracony, z kolei Krym to już inna bajka.
Ale nie chodzi tutaj o fizyczne wejście wojsk ukraińskich na Półwysep, chociaż de facto miało to miejsce przy udziale sił specjalnych. Jestem zdania, że przy odpowiednio wykorzystywanych zasobach, tutaj wskazuję oczywiście lotnictwo i artylerię rakietową dalekiego zasięgu, Ukraina może mieć potencjał, kolokwialnie mówiąc, „obrzydzenia” Krymu Rosjanom, z którego ubywa coraz więcej mieszkańców. Musi jednak pójść za tym wola partnerów natowskich, tzn. dalsze przekazywanie zdolności SZU w postaci kolejnych samolotów F16, szwedzkich Grippenów czy francuskich Mirage. Jeśli Krym nie może być ukraińskich ani rosyjski, niech będzie zatem niczyj.
Przechodząc jednak do głównego bohatera tego tekstu, czyli FR. Muszę powiedzieć, że całym sobą nie zgadzam się z niektórymi komentatorami uważającymi, że Rosja nie porzuciła planów pokonania Ukrainy jako państwa, przepowiadając prędzej czy później kolejny marsz na stolicę. O ile tym komentatorom nie można odmówić logicznego myślenia na poziomie politycznym, to jednak ignoruje się ułomności nie tylko armii rosyjskiej, ale FR jako całości wielkiego systemu. Owszem, armia rosyjska jest silniejsza niż latem ubiegłego roku, zdobywa przewagę na froncie, ale to nadal za mało, żeby spróbować po raz kolejny pokusić się o tak wielką zdobycz jaką byłaby okupacja Kijowa.
Moja ocena tego jest taka: FR pogodziła się z faktem, że zapanowanie nad całą Ukrainą jest niewykonalne i wręcz sama to komunikuje na szczeblu strategicznym, wysuwając żądania opiewające na oderwanie od Ukrainy obwodów chersońskiego, zaporoskiego, donieckiego i ługańskiego. I są to według mnie cele MAXIMUM. Na to z kolei nie może pozwolić sobie Ukraina. O ile oddanie całego obw. ługańskiego mieści się w wyobrażeniach, bo de facto został on zajęty przez FR, tak nadal znaczna część obw. donieckiego, około połowa zaporoskiego i 1/3 obw. chersońskiego, włącznie z miastem Chersoń, z którego Rosja musiała się wycofać, nadal pozostają w rękach Kijowa.
Nie wyobrażam sobie, żeby prezydent Zełeński ze swoją administracją zdecydował się na tak druzgocące ustępstwa. Wiązałoby się to z oddaniem Rosji bez walki takich aglomeracji miejskich jak Słowiańsk, Kramatorsk, Zaporoże, Pokrowsk czy wspomniany Chersoń. Szczególnie katastrofalne byłoby zrzeczenie się praw do południowych obwodów, gdzie przeniosła się po 2015r. spora część ukraińskiej bazy przemysłowej. Obw. zaporoski i sąsiadujący z nim dniepropietrowski, to również miejsca niezbędne dla funkcjonowania ukraińskiej armii (poligony, bazy remontowo-naprawcze, bazy logistyczne), a także ogromne połacie terenu przewidziane na użytek rolny (mapka OSW).
A więc wojna…zakładając, że strona rosyjska nie blefuje i rzeczywiście cały czas wierzy w możliwości osiągnięcia komunikowanych zamierzeń, będzie zmuszona do przeprowadzenia ofensywy o charakterze strategicznym. Czy ma na to siły? To zależy. Kreml będzie musiał w najbliższym czasie podjąć ważną decyzję, która może de facto okazać się posunięciem va banque. Potencjał gospodarczy FR z każdym miesiącem jest coraz mniejszy, a co za tym idzie, jej siły zbrojne również będą traciły niezbędne zdolności. Zgadzam się z opiniami, że kolejne 12 miesięcy będzie decydujące z perspektywy Moskwy czy zakończy ten konflikt w pełni na swoich warunkach. Straty, które FR poniosła w toku kampanii 2022r. niestety zostały uzupełnione i pozwalają wywierać presję na Ukrainę na poziomie taktycznym i częściowo operacyjnym, czego przykładem jest sytuacja na odcinku Oczeretyne, Torećka czy Czasiw Jaru.
I tutaj dochodzimy do pierwszego ALE. I tym ALE jest możliwość odtworzeniowa SZFR głównie dotycząca sprzętu pancerno-zmechanizowanego. Na podstawie moich prywatnych analiz już sprzed 2-3 miesięcy uważam, że na przełomie zimy/wiosny 2025r. FR osiągnie szczyt możliwości w tym obszarze, po czym nastąpi stopniowy, ale jednak spadek zdolności ofensywnych Rosji (T55 WP Tech). Część analityków, których pozdrawiam, są zdania, że ten szczyt będzie miał miejsce jeszcze wcześniej, być może nawet przed końcem br. Moja metodologia wynika z faktu, że jednak wolę naddać kilka miesięcy i pozytywnie zaskoczyć się wcześniej. A zatem, jest to niejako odpowiedź na tytułowe pytanie, czy Rosja musi pokonać Ukrainę do lata 2025. Jeśli będzie dążyła do zajęcia wspomnianych obwodów, to w moim przekonaniu musi to nastąpić w ciągu kolejnych 12 miesięcy.
Uważam, że FR będzie w tym czasie zdolna do przeprowadzenia dużej ofensywy na wybranych kierunkach (według mnie mógłby to być centralny Donbas i Zaporoże). Ale tylko jednej. Czynnikiem, który może przeważyć, że Kreml nie podejmie jednak takiego ryzyka może być klasyczny rachunek zysków i strat. Nie mam co do tego wątpliwości, że ewentualna próba zajęcia całego Donbasu, chersońszczyny i Zaporoża, czyli de facto dojście do linii Dniepru, zostałoby okupione ogromnymi stratami po stronie rosyjskiej.
Śmiem twierdzić, że przeprowadzenie takiej operacji, nawet gdyby spełniła oczekiwania klasy politycznej, okazałoby się pyrrusowym zwycięstwem w pełnym tego słowa znaczeniu. Konsekwencją byłoby zniszczenie potencjału Federacji Rosyjskiej do tego stopnia, że przez dekady nie byłaby w stanie odbudować potencjału i w konsekwencji stanęłaby „naga” przed nadal słabą militarnie Europą. Czy tego chce Władimir Putin? To kolejny aspekt, który może spowodować, że Moskwa spasuje i zdecyduje się na kontynuowanie wojny w stylu jakim widzimy obecnie, tzn. mozolne wypychanie Ukraińców z zajmowanego terytorium, licząc na wyniszczenie przeciwnika i doprowadzenia do zamrożenia konfliktu na linii, gdzie w danym momencie będą znajdować się wojska obu stron.
Jest to scenariusz tym bardziej prawdopodobny, jeśli do Białego Domu powróci za kilka miesięcy Donald Trump i jego kandydat na wiceprezydenta J.D Vance, którzy wprost zapowiadają zakończenie wojny jeszcze przed zaprzysiężeniem. Taki scenariusz byłby skrajnie niekorzystny dla Ukrainy i Europy. Ta wojna po kolejnych 3-4 latach by do nas wróciła. I mam nadzieję, że tylko na stepy…
Podsumowując, FR w mojej opinii stanie w tym roku przed wielkim dylematem strategicznym, od którego być może będzie zależał los kraju. Jedno jest pewne, czekają nas historyczne rozstrzygnięcia, podczas których musimy być przygotowani na najgorsze.