O systemowych problemach w stosunkach polsko-ukraińskich.
Część II
2/ Ukraiński punkt widzenia. Eksperci i podmioty zainteresowane.
________________________________________
Co ze środowiskami, które zajmują się sprawą zawodowo, czyli różnego rodzaju analitykami i ekspertami ukraińskimi, którzy kształtują ukraiński punkt widzenia na sytuację?
Przywołam kilka opinii ekspertów, którzy coś znaczą, każdy w swojej dziedzinie i często pojawiają się w mediach i debacie publicznej. Najpierw spójrzmy na wywiad z ukraińskim politycznym analitykiem Wołodymyrem Fesenko ( patrz link-1). Po pierwsze standardowo nie wykazuje się on głębszym zrozumieniem polskich realiów. Po drugie, tak samo standardowo upraszcza sytuację zrzucając wszystko na wewnątrzpolityczną sytuację w Polsce. Po trzecie nie dostrzega na ogół winy Ukrainy w doprowadzeniu do tej sytuacji. I po czwarte mówi w sposób jednoznaczny to, co powtarzam od dawna. Historia o premierze Szmyhalu, który gra przeciwko prezydentowi Zełenskiemu, to zwyczajna fikcja, bo nikt z ekspertów ukraińskich nic o tym nie wie. Wręcz odwrotnie Fesenko jest przekonany, że Szmyhal natychmiast by wyleciał, gdyby coś takiego miało miejsce. Ale jednocześnie, kiedy dochodzi do kwestii eskalacji ostatnich dni, Fesenko wini ukraiński rząd, że idzie na tę eskalację zamiast rozwiązywać spory wyłącznie drogą dyplomatyczną. Co jest zgodne z ogólnym odbiorem tej sytuacji w społeczeństwie jako niepotrzebnej i niekorzystnej. W jego wypowiedziach też można obserwować te same tezy o tym, że pomoc dla Ukrainy nie jest bezinteresowna i że Ukraina płaci za nią słono. Fesenko raczej należy do ekspertów neutralnie nastawionych do obecnej ukraińskiej władzy.
Teraz przejdziemy do znanego wielu już nawet w Polsce dziennikarza Jurija Butusowa, głównego redaktora popularnego portalu Censor. net. Skomentował on sprawę na swojej stronie facebookowej (link-2). Pan Butusow jest dziennikarzem, który miał osobiste konflikty z prezydentem Zełenskim i nieraz atakował go kierując w stronę prezydenta głośne oskarżenia. Jednocześnie jest raczej uznawany za postać niezależną, bo też jest nie w najlepszych stosunkach i z opozycją. Butusow podkreśla, że Polska ma swoje interesy sugerując, że trzeba to szanować. Przypomina o pomocy Ukrainie ze strony Polski na wielu szczeblach, która jego zdaniem wychodzi poza granice zwykłej obrony własnej polskiej racji stanu. Wskazuje, że konflikty i spory pomiędzy dwoma sąsiadami są nieuniknione, ale pyta czy warto je doprowadzać do rangi afery podczas toczącej się wojny. I sugeruje, że nie warto, bo to oznacza bić w samych siebie (ma na myśli Ukrainę). Dalej Butusow radzi Zełenskiemu i Jermakowi (którego uważa za realnego kierownika polityki zewnętrznej kraju , z czym osobiście w pełni się zgadzam) budować stosunki tak wewnątrz kraju, jak i na zewnątrz nie za pomocą pretensji i oskarżeń, lecz realizowania interesu narodowego poprzez budowanie wpływów i odpowiedzialności w swojej polityce. Podkreśla że wzniosłe słowa niewiele są warte bez realnych wpływów i odpowiedzialności, i że obecna polityka rzucania się na Polskę taką nie jest.
Jurij Romanenko, popularny bloger, na jednej ze swoich stron przeprowadził dość poważną dyskusję z udziałem ekonomisty Oleksija Kuszcza na temat wojny handlowej z Polską (link-3). Panowie byli bardzo krytyczni wobec władz ukraińskich i zwracali wiele uwagi na różne szczegóły techniczne tej historii. Oleksij zasugerował, że trzeba mieć wyrozumiałość wobec obaw Polaków i skoncentrować się na prawidłowym zorganizowaniu tranzytu przez terytorium Polski. Takim, który zdejmie wszelkie pytania i ryzyka dla polskich rolników. Jednocześnie mocno skrytykował ukraiński rząd za to, że problem, który był oczywisty jeszcze rok temu, nie został do teraz rozwiązany mimo wielu możliwości. Brakowało ukraińskich inicjatyw odnośnie usprawnienia infrastruktury logistycznej, również na terytorium samej Ukrainy, na co UE była w jego ocenie gotowa skierować wsparcie finansowe. Brakowało wysiłków odnośnie zbudowania adekwatnego systemu kupowania zboża przez państwo od rolników małych i średnich. Brakowało wysiłków co do budowania zdolności magazynowania zboża na terytorium Polski bez jego sprzedaży na rynek wewnętrzny RP, co w jego opinii byłoby korzystne dla obu stron. Oleksij również wskazuje, że jedyną stroną, która wygrała na tej sytuacji, byli pośrednicy ukraińscy i polscy. Jedni korzystali z potężnego spadku cen wewnątrz Ukrainy, żeby natychmiast sprzedawać zboże po drugiej stronie granicy po uzgodnieniu z pośrednikami polskimi. Co stwarzało oczywiste napięcia. Ekonomista również wskazuje na bezsensowność ukraińskich wysiłków odnośnie skarg w WTO, bo organizacja i jej arbitraż z jego słów są w zasadzie zablokowane od czasów rządów Trumpa i sprawa będzie tam się ciągnąć przez długie lata.
No i ostatnim naszym ekspertem będzie Leonid Kozaczenko. To nie jest ani dziennikarz ani politolog, czy ekonomista. Leonid Kozaczenko jest prezesem organizacji pod nazwą Ukraińska Konferencja Rolnicza. Organizacja ta zrzesza wielką liczbę ukraińskich firm sektora rolniczego i jej częścią jest Ukraińskie Stowarzyszenie Zbożowe, które z kolei według ich własnych danych w swoich szeregach ma 90% firm- eksporterów zbóż ( link 4 ). Inaczej mówiąc Kozaczenko nie tylko jest ekspertem, którego często zaprasza się na różne platformy, żeby podyskutować i posłuchać jego zdanie na temat obecnego konfliktu, on w zasadzie jest oficjalnym przedstawicielem bezpośrednio zainteresowanych w ukraińskim eksporcie rolnym podmiotów. I to ich często w Polsce nazywamy „agro oligarchami”. Chociaż w rzeczywistości to jest określenie mylące. No bo kim są oligarchowie ukraińscy? Są to osoby kontrolujące wielkie struktury, będące monopolistami na rynku w różnych sektorach gospodarki i właśnie z tego powodu zabijają rynek i wyciskają zysk nawet przy złej sytuacji gospodarczej, blokując rozwój tych sektorów. Drugą składową jest kontrola nad mediami głównego nurtu, które z ich pomocą instalują finansowane przez siebie siły polityczne i poszczególnych polityków i obalają tych, którzy im zagrażają. To jest skrótowy opis sedna tego zjawiska i źródła ich siły. W energetyce i sektorze metalurgicznym ledwie 2 – 3 osoby kontrolują po 60 % rynku. W metalurgii przed 24 lutego Achmetow w zasadzie sam ze swoim wspólnikiem miał podobny udział. W rolnictwie nie ma nic podobnego. Agrocholdingi, według europejskich standardów, są potworami kontrolującymi po kilkaset tysięcy hektarów ziemi rolnej i w dużej mierze kontrolowanymi przez kapitał zachodni. Jednak każdy z nich osobno ma ledwie 1 -2 % całości. A ogólnie na rynku jest ok 4000 firm. W każdym razie sensowne jest posłuchać, co mówi przedstawiciel tych samych „agrooligarchów” o konflikcie Ukrainy z Polską.
W tekście opublikowanym na stronie Konfederacji Rolnej Kozaczenko tłumaczy swój punkt widzenia na problemy z eksportem ukraińskiego zboża stanem na koniec wiosny 2023 (link-5). Po pierwsze zwraca uwagę, że problem ten nie jest nowy. Wręcz odwrotnie. Główną przyczyną jest różnica w strukturze rolnictwa ogólnie europejskiego i ukraińskiego. Ukraińskie rolnictwo nazywa przemysłowym, a europejskie drobnym farmerskim i sugeruje, że w tych warunkach ukraińskie zawsze będzie pozostawać bardziej konkurencyjne. UE od dłuższego czasu sugeruje, że Ukraina ma zreformować swój sektor rolny w stronę jego rozdrobnienia i to będzie głównym hamulcem dla ukraińskich szans na wejście do Unii. Ukraina podpisała z Unią umowę o strefie wolnego handlu w roku 2017, jednak na ukraińskie produkty rolne właśnie z tego powodu nałożone zostały jeszcze wtedy ograniczenia w postaci kwot na eksport. To sprawiało, że rynek unijny dla Ukrainy był drugorzędny. Głównymi rynkami były natomiast afrykańskie i azjatyckie, gdzie ukraińskie zboże eksportowane drogą morską konkurowało cenowo z rosyjskim. Wojna i blokada morska spowodowały w dużej mierze utratę tych rynków i tranzyt europejski tylko częściowo rozwiązuje tę kwestię, bo droga lądowa jest nieporównywalnie droższa i podbija cenę ukraińskiego zboża, robiąc ją niekonkurencyjną na tradycyjnych rynkach. Kluczowym elementem natomiast dla eksportu przez kraje europejskie dla Ukrainy nie jest Polska tylko porty rumuńskie. Otwarcie rynku unijnego w tej sytuacji otworzyło dla ukraińskich eksporterów nowe możliwości. Nawiązano współpracę z Hiszpanią, Portugalią i Włochami, które kupowały ukraińskie zboże w dużych ilościach. Jednak problem polega na tym, że rynek unijny jest wspólny i napływ ukraińskiego zboża do Hiszpanii i Włoch obniża cenę na całym wspólnym rynku, co tak samo bije w rolników polskich. Więc oprócz problemów z przepustowością logistyki i wysoką ceną transportu, dochodzi niechęć strony polskiej (ze słów Kozaczenko) wpuszczania ukraińskiego zboża na rynek unijny. I o to z jego punktu widzenia toczy sięgłówny spór. Mówiąc o tranzycie Polska przede wszystkim ma na myśli rynki pozaeuropejskie. Z tego punktu widzenia sytuacja, kiedy nie ma embarga unijnego, tylko embargo na eksport do wewnętrznych rynków poszczególnych krajów, jest dla Ukrainy korzystny pod warunkiem, że istnieje możliwość transportu tego zboża dalej położonych krajów unijnych.
Razem z tym Leonid Kozaczenko w swoim wywiadzie od 18 września oznajmił, że przekaże prezydentowi Ukrainy list z prośbą o nieskładanie skargi do WTO na Polskę. Z jego słów wynika, że nie ma żadnego sensu dla Ukrainy kłócić się z krajem, który aktywnie wspiera Ukrainę w wojnie. Zamiast tego należy uspokoić naszych sąsiadów proponując takie umowy tranzytu, które gwarantują nietykalność ich rynków wewnętrznych. Z jego słów również wynika że te rynki dla ukraińskiego eksportu nie są absolutnie kluczowe i ta eskalacja nie jest tego warta.
Taka jest pozycja przedstawiciela „agrooligarchów”.
3/ Zaniedbania – źródłem problemów
__________________________________
No i teraz chciałbym przejść do problemów systemowych, które dostrzegam w stosunkach polsko-ukraińskich. Dla mnie osobiście ten konflikt wygląda jako test pokazujący, jak obie strony działają w stosunku do siebie nawzajem w sytuacji konfliktowej. Jeżeli określić krótko moją diagnozę, to strony nie rozumieją jedna drugiej, nie mają rozeznania realnej sytuacji po obu stronach granicy, nie komunikują się jedna z drugą i nie prowadzą dyskusji na trudne tematy. Nie istnieje żadna wspólna strategia budowania nie tylko sojuszu w jakiejkolwiek formie, ale po prostu normalnych stosunków partnerskich. Co na dziś nie wróży nam nic dobrego.
Porozmawiajmy o tym bardziej szczegółowo. Po pierwsze weźmy pola informacyjne obu krajów, które budują opinię publiczną na temat konfliktu. Ukraińskie pole kształtuje swój punkt widzenia, polskie pole swój. Te dwa pola nie przenikają się między sobą prawie w ogóle. Polscy eksperci w zasadzie nie pojawiają się po ukraińskiej stronie granicy, a ukraińscy po polskiej. Ostre słowa prezydenta Zełenskiego w ONZ wywołały w Polsce szok i szybką potrzebę znalezienia jakiegoś wytłumaczenia takiego zachowania i tylko to zaowocowało chaotycznymi próbami niektórych polskich mediów zapytania o zdanie kilku ukraińskich politologów, takich jak Fesenko czy Portnikow. Ale to prawie w ogóle nie daje wglądu w sytuację po ukraińskiej stronie i ogranicza się do jednego czy dwóch artykułów na kilku polskich portalach. Ne istnieją żadne wspólne platformy do dyskusji polsko-ukraińskich na tematy trudne na poziomie społecznym czy eksperckim. A przecież ilość takich dyskusyjnych pytań stale wzrasta. Z ukraińskiej strony granicy sytuacja jest jeszcze gorsza. Polskiego głosu tam po prostu brakuje. Ogranicza się on do wysiłku kilku prywatnych osób. Z liczących się ekspertów polskich, mogę jedynie pochwalić Marka Budzisza za jego artykuł w ukraińskiej Europejskiej Prawdzie, gdzie próbował dać bardzo wyważony głos przedstawiający Ukraińcom inną perspektywę na konflikt i tłumaczący dlaczego polityka ukraińskiego rządu jest błędna. I ten artykuł został tam pozytywnie odebrany, bo korzystał z racjonalnych argumentów. Być może jakieś inne próby mi umknęły, ale ogólnego obrazu to nie zmienia i są pojedyncze przypadki. W tym samym czasie na Ukrainie dochodzi do kuriozalnych sytuacji. Ukraińska służba niemieckiego Deutche Welle czy brytyjskiego BBC po ukraińsku tłumaczą Ukraińcom, jaki jest polski punkt widzenia na ten konflikt … zamiast Polski. Bo na Ukrainie nie ma ani jednego medium ani innej platformy, która miałaby jakiekolwiek zasięgi, gdzie Polska najzwyczajniej w świecie mogłaby przedstawić swoją rację. Nie mówiąc już o wywarciu wpływu na ukraińską opinię publiczną.
Natomiast same kontakty na poziomie rządowym najwyraźniej zrekompensować tych braków nie mogą. Jak również i osobiste stosunki przywódców, które mogą szybko się zmienić wraz z eskalacją konfliktu. Zresztą my nie wiemy, jak wyglądają te stosunki, bo społeczeństwa nie są informowane o tym, ale sądząc po szczerych wyznaniach ze strony przedstawicieli polskich władz, ta sytuacja była dla nich zaskoczeniem. Co oznacza, że i na tym najwyższym poziomie nie ma rozpoznania planów i strategii drugiej strony. Tak samo najwyraźniej i ukraińska strona polskiej nie rozumie. To samo wynika z ukraińskich komentarzy. Tam na przykład obecne było przekonanie, że wprowadzenie tymczoswych ograniczeń trwających do 15 września załatwi sprawę, bo kraje unijne przygotują rynki na napływ zboża z Ukrainy. Zeleński nawet twierdzi, że dostał twarde zapewnienia, że tak właśnie się stanie. Strony nie rozumieją, jak są podejmowane decyzje i na jakiej podstawie. Nie ma też rozpoznania warunków politycznych po obu stronach, które wpływają na podejmowane decyzje. To wszystko wynika wprost z przebiegu konfliktu i komentarzy przedstawicieli obu rządów. Współpraca polsko-ukraińska jest fragmentaryczna i odbywa się w poszczególnych obszarach na niższych poziomach. Natomiast dla ukraińskiego państwa to jest raczej część wysiłków taktyki przetrwania i taką samą współpracę tworzy ono z każdą stroną gotową na to. Nie jest to część żadnej wspólnej przemyślanej strategii i dlatego moim zdaniem ta współpraca jest mocno narażona na zaburzenia polityczne.
W tych warunkach z obu stron pojawia się chęć wytłumaczenia sobie motywów oponenta. I ponieważ dzieje się to w dwóch osobnych bańkach informacyjnych, to powoduje powstanie ogromnej liczby mitów, stereotypów i uproszczeń. Sięgających nie tylko prostych komentatorów z Facebooka, ale nawet i szczytów władzy. Jak na przykład ten bardzo modny mit o rzekomym konflikcie ukraińskiego premiera Szmyhala z prezydentem Zełenskim, gdzie ten pierwszy miał broniąc interesów oligarchów skłócać Ukrainę z Polską przeciwko dążeniom sympatyka Polski – Zełenskiego. Ten mit został bardzo szeroko rozpowszechniony w kraju. Na nic się zdały moje zapewnienia, że to zwyczajnie nie odpowiada ukraińskiej rzeczywistości politycznej, gdzie każdy premier i minister przy prezydencie Zełenskim jest człowiekiem bez fundamentu dobieranym celowo tak, żeby mógł on wylecieć natychmiast, jak tylko będzie tworzył chociażby cień konkurencji dla głowy państwa. Dziś już jest oczywiste, że Szmyhal działał według jednolitej linii ukraińskiego rządu i jedynie przez pewien czas był przez Zełenskiego wystawiany na krytykę i ciosy, co też jest absolutnie typową dla niego zagrywką. Te mity polskiemu społeczeństwu i ekspertom służyły za wytłumaczenie sytuacji przez wiele miesięcy, aż w końcu mamy ogromne zaskoczenie z powodu tego, co dla mnie było oczywiste od samego początku. Ale nie tylko dla mnie. Dla każdego poważnego ukraińskiego analityka również. Bo to są rzeczy oczywiste dla Ukraińców. Ja nie mam jakiejś tajemnej wiedzy, zwyczajnie śledziłem uważnie karierę i polityczny styl prezydenta Zełenskiego. Na Ukrainie istnieje tysiąc osób o wiele bardziej rozeznanych w tym temacie niż ja. Wystarczy z nimi rozmawiać. Powstaje więc pytanie, jaka jest jakość polskiej analizy i jaka jest zdolność rozumienia ukraińskich realiów?
I co jest najważniejsze, proszę mi wytłumaczyć, jak można podejmować jakieś decyzje, jeżeli w tym kraju nie istnieje podstawowa wiedza o Ukrainie, jej klasie politycznej i warunkach tam panujących? Jak można budować jakąkolwiek strategię i budować stosunki z krajem, jeżeli nie można przewidzieć działań podejmowanych przez drugą stronę? Jak można myśleć o wzroście polskich wpływów w regionie, jeżeli w praktyce Polska jest zamknięta sama w sobie i nawet w najbardziej przyjaznych dla siebie warunkach (bo mimo wszystko na Ukrainie Polska jest postrzegana najbardziej pozytywnie ze wszystkich krajów świata) nie jest w stanie nie tylko kształtować swego otoczenia na wschodzie, ale nawet nie może przedstawić swojej racji tam i jej obronić podpierając się mocnymi argumentami, które Polska posiada? Ambicje polskie na ten moment nie są podparte żadnymi realnymi działaniami. A najgorsze jest to, że ja nie obserwuję żadnego rozumienia tych oczywistych dla mnie problemów wśriód polskich ekspertów zajmujących się tematem. Panuje przekonanie, że po prostu jesteśmy zbyt romantyczni. Trzeba być jak inne kraje zachodnie – bardziej pragmatycznym. I wtedy wszystko się uda. Ale nie pragmatyzmu brakuje w polskiej polityce. Tylko planu, analizy, konsekwencji, kompetencji.
Moja smutna konkluzja jest taka, że na dziś, mimo ogromu wyniosłych słów o przyjaźni i braterstwie, pomiędzy Ukraina i Polską nie ma nie tylko sojuszniczych, ale nawet i cywilizowanych stosunków partnerskich. Bo współpraca dwóch krajów to nie słowa i uściski dwóch kolegów, którzy dziś są kolegami, a jutro się pokłócą. To jest ciężka codzienna praca. To jest budowanie struktur i platform dla stałego dialogu, który nie będzie zależał od zmian nastrojów czy zmiany władzy. Który pozwala rozwiązywać konflikty bez doprowadzenia ich do skali awantur na drodze rozmów dyplomatycznych. Zresztą to i tylko to buduje podstawę dla wspólnej dyskusji o możliwych drogach rozwoju we współpracy, co oznacza i wspólną strategię, i sojusz krajów. Nic z tego nie istnieje pomiędzy Ukrainą a Polską. A potencjalne punkty zapalne i problemy do rozwiązania się gromadzą. Jeżeli, zgodnie z zapowiedziami polskich polityków, Ukraina w przyszłości będzie się reformować i starać przy polskim wsparciu o dołączenie do Unii, to każdy taki krok będzie powodował tarcia. Bo Ukraina w wymiarze ekonomicznym stanie się konkurentem wcale nie dla Niemiec czy Francji, a dla Polski przede wszystkim. Żeby ta współpraca przyniosła korzyść obu stronom i je wzmocniła, potrzeba ścisłej koordynacji i współpracy. Rozwiązania sporów na drodze kompromisu.
Inaczej czeka nas jedno trzęsienie ziemi za drugim, a zakończy się to tym, że Polska będzie krajem, który będzie zmuszony blokować Ukrainę na drodze do Unii. Bo podstawy dla tego są.
Taki jest mój wniosek na podstawie wielu miesięcy przyglądania się temu konfliktowi. Jest gorzej niż wam się wydaje. Uświadomienie tego może być pierwszym krokiem do naprawy. Pracy do zrobienia jest ogrom. Jeżeli nie stworzymy wspólnej strategii współpracy w tym regionie, to będziemy po prostu rozegrani przez innych graczy, którzy swoje strategie dla naszego regionu mają. I nie będziemy mieli kogo winić oprócz siebie samych.