Bombardowanie Wielunia – 1 IX 1939 Zbrodnia w świetle prawa międzynarodowe czy też czas „legalnego bezprawia”?

Udostępnij artykuł

Bombardowanie Wielunia – 1 IX 1939
Zbrodnia w świetle prawa międzynarodowe czy też czas „legalnego bezprawia”?

Osobiście jest to dla mnie temat szczególny – to właśnie od Wielunia wiele lat temu rozpoczęła się moja akademicka przygoda z międzynarodowym prawem humanitarnym (prawne aspekty bombardowania były tematem mojej pracy magisterskiej).

Prawo międzynarodowe w różnych okresach historii znajdowało się na różnym etapie rozwoju. W okresie II wojny światowej obowiązywały inny „uboższy” stan prawny niż dzisiaj.

1 września 1939 roku samoloty niemieckiej Luftwaffe zniszczyły Wieluń w woj. łódzkim (ok. ¾ zabudowy zostało zrujnowane), a dokładna liczba ofiar nie jest znana.Trwają spory, czy atak miał miejsce o godz. 4:40 1 września 1939 czy też miał miejsce godzinę później.

Obecnie uważa się, że wcześniejszy od ataku na Wieluń mógł być nalot na mosty w Tczewie (godz. 4:34). Zniszczony został szpital, ale nie jest jasne czy posiadał on widoczne znaki Czerwonego Krzyża.

Znaczenie Wielunia w ujęciu strategicznym było marginalne. Miasto nie leżało na głównej osi natarcia 8 Armii (Sieradz) bądź 10 Armii (Kamieńsk-Bełchatów-Piotrków). Miejscowość znajdowała się także poza główną linią oporu Armii Łódź leżącej na Warcie i Widawce.

W samym mieście nie było też żadnych instalacji, które dzisiaj byłyby zakwalifikowane jako cel wojskowy (zwróćmy od razu uwagę, że pojęcie cel wojskowy nie funkcjonowało w kontekście prawa wojny powietrznej w okresie II wojny światowej).

Taktyczne znaczenie miasta było problematyczne, Wieluń był lokalnym węzłem drogowym. Przedpole miasta było bronione przez jednostki 31 pułku piechoty im. Legii Akademickiej 28 Dywizji Piechoty, ale w samym mieście jednostek WP nie było.

Być może gdyby nie decyzja o rozwinięciu przygranicznym poczyniona w ostatnich dniach wojny, pod Wieluniem obrona miałaby charakter jedynie symboliczne. Mało kto pamięta, że bezpośrednia obrona granic w IX 1939 była wynikiem polsko-brytyjskiego porozumienia wojskowego, które zakładało pomoc Polsce przez Wielką Brytanię jeżeli doszłoby do „zagrożenie niepodległości Polski, które rząd polski uznaje za niezbędne do obrony siłami zbrojnymi”. Obawiano się możliwości powtórzenia scenariusza czechosłowackiego i stąd też decyzja by bronić się od samej granicy.

Nalot został przeprowadzony trzykrotnie, pierwszy atak został wykonany przez jednostki I/76 pułku bombowców nurkujących hauptmana Waltera Siegla, a jego przełożonymi byli Wolfram von Richthofen oraz Alexander Lohr, dowódca 4 Floty Powietrznej.

Łącznie Wieluń 1 września 1939 roku zaatakowały trzy Gruppe bombowców nurkujących: mogło to być ponad 100 maszyn. Do ataku użyto maszyn Ju-87 Sztuka, które zrzuciły na miasto miksturę bomb burzących i zapalających. Dobór środka ataku zawsze bardzo mnie zastanawia.

Niemieccy dziennikarze śledczy uważają, że Ju-87 miał zostać sprawdzony, podobnie jak Ju-52 podczas wojny domowej w Hiszpanii, czy jest efektywnym narzędziem ataku na obszary zurbanizowane. Test, wydaje się, był negatywny – zaangażowano zdecydowanie zbyt dużo maszyn w stosunku do rezultatów ataku. Przeczyło to też zasadniczemu przeznaczeniu tego samolotu, jakim była rola „artylerii powietrznej”.

Polscy historycy (A. Wesołowski) podnoszą, że w Wieluniu niemiecki wywiad mógł błędnie zidentyfikować obecność Wołyńskiej Brygady Kawalerii. By zweryfikować tą informację, von Richthofen poderwał dwa Do-17 celem wykonania ostatniego rozpoznania przez atakiem. Samoloty jednak nie odnalazły miasta, mimo to von Richthofen dał sygnał do pierwszego ataku. Po nalocie hpt. Siegel złożył meldunek ze słynnym zdaniem „Keine besondere Feinbeobachtung” (nie odnotowano śladów obecności wroga) oraz złowrogie „Ziel verhicthet” (cel zniszczony).

Inkryminujące dla mnie jest bez wątpienia to, że nawet jeżeli pierwszy nalot był przeprowadzony w oparciu o błąd (kwestią zupełnie otwartą jest to czy był on rozsądny i spełniał tzw. zasadę Rendulica), to z pewnością po pierwszym ataku nie powinno być wątpliwości, że w mieście nie stacjonują polskie jednostki wojskowe. Mimo to, von Richthofen dał rozkaz do kolejnych dwóch uderzeń powietrznych.

Podkreślmy, że nalot był wykonany na „pograniczu czasu wojny i pokoju” – jednostki 28 Dywizji Piechoty nie atakowały przelatujących na Wieluń niemieckich formacji, gdyż nie było jasne, czy konflikt się rozpoczął. Polscy żołnierze byli przyzwyczajeni do masowego naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez Luftwaffe latem 1939 roku. Niemiecki rekonesans strategiczny był nieuchwytny dla polskiego lotnictwa z uwagi na wysokość.

Tyle historia. Śledztwo prowadzone przez jednostki śledcze IPN wskazywało na możliwość popełnienia zbrodni wojennej polegającej na „bezmyślnym niszczeniu osiedli, miast lub wsi nie usprawiedliwionych koniecznością wojenną” (art. 6b Statutu Międzynarodowego Trybunału Wojskowego). Problem jednakże polega na tym, że nigdy tego przepisu nie użyto w procesach karnych do oceny zjawiska bombardowań powietrznych. By odpowiedzieć sobie na pytanie czemu należy cofnąć się w czasie.

Lotnictwo wojskowe pojawiło się na polach bitew już pod koniec XVIII wieku, podczas francuskich wojen rewolucyjnych. W XIX wieku rozwijano balony, które były wykorzystywane głównie do rozpoznania, ale stopniowo zaczęły pojawiać zdolności do rażenia celów naziemnych i morskich.

Rosjanie mieli „szalony” plan zbombardowania kwatery głównej Napoleona balonami wypełnionymi ładunkami wybuchowymi. Pod koniec XIX wieku pewną rewolucją było pojawienie się sterowców, które zaskakiwały swym zasięgiem i udźwigiem. Sygnalizowało to potencjał lotnictwa wojskowego.

W 1899 roku podczas pierwszej Konferencji Pokojowej w Hadze stwierdzono, że należy wprowadzić zakaz „zrzucania z balonów (lub innych podobnych środków) jakichkolwiek ładunków wybuchowych bądź pocisków”.

W istocie IV deklaracją haską z 1899 roku wprowadzono zakaz bombardowań powietrznych, ale mający wyłącznie formę czasowego moratorium. Już wtedy państwa chciały poczekać na dalsze nowinki techniczne, aby ocenić czy warto dokonać jej przedłużenia.

Zaledwie 7 lat od 1899 wystarczyło by ocenić, że w interesie mocarstw nie jest aby nakładać na siły powietrzne jakiekolwiek ograniczenia. W 1903 roku odbył się pierwszy lot braci Wright.

Lotnictwo wciąż było w fazie raczkowania, ale eksperci już oceniali, że jest to początek głębokiej przemiany technologicznej. Delegatom postawiono alternatywę – albo przedłużamy o kolejne lata zakaz bombardowań powietrznych, albo wprowadzamy ograniczenie o charakterze stałym.

Można się domyślić, wybrano to drugie. Chociaż dla akademickiej przyzwoitości należy powiedzieć, że przedłużenie zakazu bombardowań powietrznych zostało ratyfikowane przez Wielką Brytanię i Stany Zjednoczone do czasu zwołania „Trzeciej konferencji pokojowej”.

Konferencja ta, przewidziana na lata 1914-1915 zwołana przez wybuch I wojny światowej nie została, więc z technicznego punktu widzenia USA i UK są stronami umowy międzynarodowej zakazującej bombardowań powietrznych (!).

Oczywiście tylko formalnie – uważa się, że deklaracja utraciła moc normatywną wskutek przeciwnej praktyki państw.

W 1907 roku zdecydowano się dokonać modyfikacji językowej art. 25 regulaminu haskiego o prawach i zwyczajach dotyczących wojny lądowej. Projekt regulaminu został już sformułowany w 1899 roku i wprowadzał zakaz „atakowanie lub bombardowanie bezbronnych wsi, domów mieszkalnych(…).

Przepis ten miał ratio w „zwyczajach artyleryjskich” – po co marnować amunicję na niebronione miasto, które może zostać zajęte bez przełamywania oporu przeciwnika? Zwróćmy uwagę, że regulamin dotyczył wojny lądowej, a dyskutowano nad nim w kontekście działań powietrznych.

Zdecydowano się, że do wersji art. 25 regulaminu haskiego z 1899 roku dodano zwrot „bombardowanie w jakibądź sposób”. W ten sposób językowo objęto dyspozycją przepisu także ataki z powietrzna. Ślad tego rozumowania jest doskonale widoczny podczas obrad w Hadze w 1907 roku.

Okazało się, że jest to krytyczny błąd, który zaważył na zjawisku „nieograniczonej wojny powietrznej” także w kontekście Wielunia.

Dlaczego? Regulamin haski z 1907 roku dotyczy wojny lądowej i w kontekście bombardowań dotyczył on jedynie tzw. bombardowania okupacyjnego, w ramach którego artyleria służyła przełamaniu oporu wroga aby zająć dany obszar.

Siłą rzeczy dotyczyło to jedynie samego frontu, po pamiętajmy o XIX kontekście artyleryjskim. Poza regulaminem była kwestia bombardowań strategicznych. Tylko, że samolot jako taki nie jest zdolny ani do zajęcia ani tym bardziej okupowania miejscowości.

Ta sama uwaga dotyczy okrętów wojennych. Warto zaznaczyć, że równolegle w Hadze w 1907 roku funkcjonowała komisja dot. Bombardowań morskich. Trafnie dostrzeżono, że okręt wojenny może tylko niszczyć ogniem artylerii pewnego obiekty znajdujące się na lądzie.

Owocem prac delegatów była IX Konwencja haska o bombardowaniach morskich, która wprowadzała archetyp pojęcia „celu wojskowego” w art. 2, wskazując, że okręty mogą niszczyć pewne instalacje, nawet jeżeli miejscowość jest niebroniona.

Dlaczego więc zakwalifikowano bombardowanie powietrzne jako podtyp bombardowania lądowej, a nie morskiego? Na to pytanie nie ma jasnej odpowiedzi.

Nie mniej skutki przypisania bombardowań powietrznych do przepisów dotyczących wojny lądowej były długofalowe, prowadząc do wykładniczego „absurdu”. Problemem była interpretacja słowa „nieobronione” w kontekście wojny powietrznej.

Mówiąc wprost – każdy model wykładni miał sens. Miasta znajdujące się daleko od linii frontu? Bronione, bo są „za frontem”. Miasto blisko frontu? Bronione. Miasto, w którym nie ma celów wojskowych, ale jest np. artyleria przeciwlotnicza? Bronione.

Widać to świetnie w odniesieniu do samego Wielunia. Weźmy pod uwagę, że miasto znajdowało się poza obszarem styczności WP i Wehrmachtu, czyli „za frontem”. Jednostki WP wokół miasta posiadały broń przeciwlotniczą, a miasto znajdowało się w strefie potencjalnego przechwytywania myśliwców z III/6 Dywizjonu Myśliwskiego stacjonującego pod Łodzią. Co oznacza, że w świetle najdalej idącej wykładni Wieluń był miastem „bronionym” w rozumieniu Regulaminu haskiego, pomimo, że nie znajdowały się tam żadne jednostki wojskowe oraz żadne obiekty, które można by określić mianem „celu wojskowego”. To dość kuriozalne wnioski, ale mające swoje oparcie w świetle art. 25 regulaminu haskiego z 1907 roku. Poza tym, uznanie miasta za bronione miało jeszcze inną, bardzo daleko idącą konsekwencję: celem stawało się całe miasto.

Już w 1914 roku były spory czy np. Londyn to miasto niebronione, bo jest z dala od linii frontu. I wojna światowa pokazała, że art. 25 regulaminu haskiego z 1907 roku zupełnie nie sprawdza się w warunkach powietrznych.

Bombardowania strategiczne były już wykonywane, w 1918 roku Alianci Zachodni i Niemcy planowali aby przenieść wielkie nakłady na lotnictwo, jeżeli wojna miała się przeciągnąć do 1919 roku.

Po Wielkiej Wojnie społeczność międzynarodowa była w stanie pewnej schizofrenii. Z jednej strony konflikt i jego okropieństwa: wojna chemiczna, nieograniczona wojna powietrzna i podwodna pozostawiały wrażenie o bezsilności jakichkolwiek ograniczeń prawnych.

Z drugiej strony, lotnictwo fascynowało: każdy na świecie znał Lindberga, każdy w Polsce wyczyny Żwirki i Wigury oraz Skarżyńskiego.

W tym okresie podjęto próbę zupełnej regulacji wojny powietrznej o bardzo odważny, wręcz prekursorskim charakterze.

Uznając, że aktualny stan prawny jest niedostosowany do warunków prowadzenia działań z powietrza, na waszyngtońskiej konferencji rozbrojeniowej w latach 1922-1922 powołano tzw. komisję jurystów (z udziałem pilotów wojskowych).

Tak powstał projekt znany jako Haskie Reguły Wojny Powietrznej z 1923 roku, który zerwał z „testem obronności” i wprowadził do języka prawa międzynarodowego pojęcie „celu wojskowego” oraz zarys reguły proporcjonalności.

Reguły nie były doskonałe: miały m.in. dość dziwny podział na bombardowanie taktyczne i strategiczne, w ramach pierwszego dopuszczano większe zniszczenia. Nie mniej stanowiły istotny i słuszny postęp w stosunku do kodyfikacji haskiej z 1907 roku.

Pojawił się jednak pewien problem.

Otóż Reguły pozostały jedynie propozycją prawa: żadne z państw uczestniczących w obradach nie zdecydowało się na ich ratyfikacje. Powodów oficjalnych było wiele (łącznie z sugestią, że dotychczasowy stan prawny jednak jest adekwatnych).

Nieoficjalny był jednak decydujący: brak możność ograniczenia swobody państw w konflikcie, zwłaszcza co do tak efektywnego środka i metod walki.

Należy podnieść, że umowy międzynarodowe to tylko jedno źródło tego prawa. Jest nim także zwyczaj jako praktyka państw i przekonanie o zgodności tej praktyki z prawem. W okresie międzywojennym doszło do ciekawego zjawiska.

Pomimo, że formalnie państwa nie związały się regułami to siły powietrzne niemal wszystkich stron II wojny światowej przyjęły wewnętrzne instrukcje, które były powtórzeniem Reguł z 1923 roku. Debatą wśród prawników jest to czy Reguły miały status prawa zwyczajowego.

Podobne wytyczne przyjęło Luftwaffe, miały one jednak charakter względny.

Ksero za: H.M Hanke, Luftkrieg und Zivilbevolkerung, Frankfurt Main 1991, s. 297

Polskie kierownictwo wojskowe w sierpniu 1939 roku przyjęło bardzo restrykcyjne „Wytyczne dotyczące bombardowania powietrzna”, w którym pada zdanie, że zostały one uzgodnione z rządami Aliantów zachodnich.

By nie dopuścić aby polskie siły powietrzne prowadziły działania „niezgodne z prawem międzynarodowym”. Ponadto, rezolucja LN z 1938 roku zakazywała rozmyślnych nalotów wymierzonych w ludność cywilną.

1 września 1939 roku z apelem o oszczędzanie ludności cywilnej podczas bombardowań powietrznych do walczących zwrócił prezydent Roosevelt. Pozytywnie odpowiedziały wszystkie strony konfliktu.

Są to dowody pewnej praktyki państw, poparte także fundamentem prawnym. Ale prawdziwą weryfikacją był przebieg II wojny światowej. Wieluń był pierwszy aktem tego konfliktu. Pamiętajmy o bombardowaniach Framopolu, Sulejowa.

Sama Warszawa była bombardowania szczególnie dotkliwie podczas ostatnich dni obrony. Niemieckie ataki powietrzne o charakterze powierzchniowym towarzyszyły każdej ofensywie: Coventry czy Belgrad w kwietniu 1941 roku. Ale również ZSRR „wsławiło” się nalotem na Helsinki w 1939.

Alianci zachodni, przynajmniej do 1941 roku zachowywali się powściągliwie. W wewnętrznym obiegu zachowywano postulat „ograniczonej wojny powietrznej”, podnosząc, że przebieg wojny może zmienić wizję Aliantów.

Rzeczywistym ograniczeniem był brak odpowiednich środków dla potrzeb bombardowań strategicznych. Dotychczasowe wyprawy maszyn typu Vickers Wellington atakujące cele w Niemczech przynosiły ogromne straty. Potrzeba była zmiana: doktrynalna i techniczna.

Rozwiązaniem było wprowadzenie do służby ciężkiego czterosilnikowego bombowca strategiczne (Lancaster), które posiadały odpowiedni zasięg i udźwig dla celów realizacji tzw. Area Bombing Directive, czyli bombardowania strefowego obliczonego na „obniżenie morale niemieckiej klasy robotniczej”. Wykonawcą planu był Arthur „Bomber” Harris, który dążył do objęcia nalotami całych Niemiec.

Bombardowania całych dzielnic i centrum wojny stały się codzienną praktyką alianckich działań nie tylko przeciwko III Rzeszy i Japonii. Do tego dołączono argument represaliów, chociaż tylko polskie dywizjony bombowe walczące u boku RAF zrzuciły na Niemcy więcej bomb niż Luftwaffe w okresie kampanii wrześniowej na Polskę.

Obok represaliów usprawiedliwiano rozległość zniszczeń argumentami pragmatycznymi: niska dokładność, obecność rozbudowanej artylerii przeciwlotniczej, rozmyślne lokowanie celów wojskowych w skupiskach ludności cywilnej,

„Totalny” charakter wojny doprowadził do upadku zasady rozróżniania, przynajmniej w ujęciu bombardowań powietrznych.

W tych warunkach zebrał się Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze, wielokrotnie niszczonej rozległymi atakami powietrznymi.

Zagadnienie bombardowań powietrznych było prawdziwym „kamieniem młyńskim” sędziów. Z jednej strony jeszcze w czasie wojny rządy m.in. polski domagały się przed Komisją ds. ścigania zbrodni wojennych ONZ ścigania sprawców ataków lotniczych na polskie miasta.

Z drugiej strony, prokuratorzy MTW odstąpili od formułowania jakichkolwiek zarzutów względem niemieckich dowódców (a przecież jednym z nich był głównodowodzący niemieckiej Luftwaffe).

Kesserlinga podczas procesu pytano o okoliczności bombardowania Warszawy, a po jego wypowiedzi nawet tak znamienici śledczy jak Robert Jackson zdecydował się nie kontynuować tematu ataków z powietrza.

Kesselring odparł, że „Warszawa była miastem bronionym w rozumieniu Regulaminu haskiego z 1907 roku”. Świadomość zarzutów stawianych przez oskarżonych Aliantom w odniesieniu do ataków na Drezno, Tokio czy Hamburg spowodowała że sam MTW zbył milczeniem praktykę nalotów w okresie II wojny światowej. „Cień Norymbergi” kładzie się także na ocenę prawną ataku na Wieluń.


dr Mateusz Piątkowski, adiunkt na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego, adwokat, autor opracowań z zakresu międzynarodowego prawa humanitarnego (monografii Wojna powietrzna a międzynarodowe prawo humanitarne).


Udostępnij artykuł