3000 dni temu lub 72 000 godzin od przyrzeczenia przez Avigdora Libermana, że w 48 godzin zlikwiduje Ismaila Haniyeha, Siły Zbrojne Izraela dokonały bezprecedensowego, precyzyjnego i skutecznego ataku na miejsce pobytu nieosiągalnego do tej pory szefa biura politycznego Hamasu. Jakby tego było mało, wczoraj w godzinach popołudniowych IAF dokonał równie śmiałego nalotu z wykorzystaniem środków napadu powietrznego na przedmieścia Bejrutu, gdzie celem miał być Fuada Shukara (Haj Mohsen) – numer 2 Hezbollahu odpowiedzialny za masakrę w Majdal Shams, w której zamordowano 12 druzyjskich dzieci. Korki od szampanów wystrzeliły we wszystkich domach od Eliatu po północną Galileę.
Rewanż za „incydent” w Majdal Shams
Gdy 27 lipca w wyniku ataku rakietowego w Majdal Shams zginęły niewinne dzieci stało się jasne, że Izrael będzie musiał odpowiedzieć w znaczący sposób. Rząd w Tel-Awiwie tonował nastroje sugerując, że da stanowczy odpór „Partii Boga”, ale nie chce wojny totalnej.
IDF podjął spore ryzyko eskalacji konfliktu, gdyż postanowił zaatakować Fuada Shukara w samym Bejrucie, który znajduje się poza zasadniczą strefą konfliktu pomiędzy Izraelem, a Hezbollahem. Dodatkowo atak został przeprowadzony w zatłoczonej dzielnicy stolicy Libanu – Haret Hreik.
Fuad Shukar pełnił funkcję starszego doradcy ds. wojskowych Hasana Nasrallaha, sekretarza generalnego Hezbollahu. Shukr był jednym z autorów legendarnego zamachu bombowego na koszary Korpusu Piechoty Morskiej USA w Bejrucie 23 października 1983 r., w którym zginęło 241 żołnierzy amerykańskich, a 128 zostało rannych. Stany Zjednoczone wyznaczyły pokaźną nagrodę za głowę Libańczyka wartą aż 5 milionów dolarów!
Shukr jest obwiniany przez Izrael za masakrę w Majdal Shams, w której zamordowano 12 dzieci, oraz za inne incydenty terrorystyczne skierowane przeciwko obywatelom Izraela. Alon Ben David w swoim felietonie w „Maariv” określił go mianem zastępcy sekretarza generalnego ds. planowania, a w praktyce – szefa sztabu Hezbollahu.
Likwidacja jednej z czołowych postaci organizacji, która korzystając ze wsparcia Teheranu jest w stanie skutecznie destabilizować funkcjonowanie państwa Izrael w rejonach północnych, a także dysponująca niebagatelnym potencjałem rakietowym szacowanym na nawet 150 tysięcy środków bojowych, jest zdecydowanie wielkim sukcesem wywiadu oraz Sił Zbrojnych Izraela.
Jak się miało okazać nie był to koniec dobrych wiadomości dla rozpaczliwie potrzebującego sukcesu premiera Netanyahu i jego prawicowego rządu.
Największy sukces od 7 października
Ismail Haniyeh urodził się w 1963 roku w obozie dla uchodźców Shati w Strefie Gazy. Jego rodzina nosiła w swej pamięci ucieczkę z wioski niedaleko Aszkelonu podczas Nakby. W młodości przyszły człowiek numer 1 w Hamasie pracował jako tynkarz i robotnik budowlany. W dalszych latach studiował i był przewodniczącym samorządu studenckiego na Uniwersytecie Islamskim w Gazie i przyłączył się do ruchu Muzułmańskiego Ruchu Oporu podczas pierwszej intifady, gdy organizacja jeszcze raczkowała.
Haniyeh jest uważany jest za jednego z założycieli organizacji i protegowanego Ahmeda Yassina, legendarnego szejka – przywódcę duchowego Hamasu, który 20 lat temu zginął również z rąk sił izraelskich.
Wyeliminowany w nocy członek Hamasu w 1987 r. został osadzony w areszcie administracyjnym na sześć miesięcy, a od 1989 r. przebywał w więzieniu Katziot, skąd w 1992 r. został deportowany do południowego Libanu wraz z 416 innymi członkami Hamasu. Po roku jego tułaczka dobiegła końca i wraz z innymi deportowanymi wrócił do Gazy, by już w 1997 r. zostać mianowanym szefem biura i prawą ręką szejka Yassina.
Od czasu drugiej intifady pozycja Haniyeha w Hamasie wzrastała, głównie ze względu na to, że Izrael eliminował innych istotnych członków ruchu. Sam zamordowany wczoraj w Teheranie Palestyńczyk nigdy nie przeprowadził ataku militarnego na państwo ze stolicą w Tel-Awiwie. Skupiał się na działalności politycznej i to ona zapewniła mu rozgłos i sławę.
Po słynnych wyborach przeprowadzonych na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy w styczniu 2006 roku, które sensacyjnie wygrał Hamas, Haniyeh został wybrany na premiera Autonomii Palestyńskiej (AP). W 2007 roku, Mahmoud Abbas, prezydent AP, ogłosił odwołanie Haniyeha ze stanowiska premiera, a Muzułmański Ruch Oporu odmówił przyjęcia jego decyzji co doprowadziło do przejęcia kontroli nad Strefą Gazy przez Hamas.
Haniyeh w 2017 roku został wybrany na stanowisko szefa biura politycznego Hamasu w miejsce Khaleda Mashala, a także opuścił Gazę i udał się do Kataru, gdzie odpowiadał za prowadzenie polityki zagranicznej Hamasu, a także był współtwórcą „kultury” strategicznej opisywanej organizacji terrorystycznej.
Co właściwie się stało w nocy z wtorku na środę? Na razie nie znamy wielu szczegółów. Saudyjski portal Al-Hadath, najczęściej dobrze zorientowany w sprawach związanych z Hamasem, podał informację, że zabójstwo Haniyeha nastąpiło w wyniku obrania za cel jego rezydencji w Teheranie lub też po prostu budynku, w którym przebywał. Inne źródła powiązane z portalem potwierdziły, że eliminacja członka Hamasu nastąpiła o godzinie 2 w nocy czasu teherańskiego, przy użyciu rakiety „skierowanej bezpośrednio w jego osobę”.
Izrael powstrzymuje się od podawania szczegółów operacji, nie chcąc zapewne narazić źródeł wywiadowczych na dekonspirację, a także odwlekając ewentualną odpowiedź Iranu na ten niewątpliwie krwawy policzek jaki został mu zadany przez IDF.
Jakie mogą być skutki ataku w Teheranie?
Mój ojciec dostał to, czego pragnął [śmierć męczeńska], a my jesteśmy w trakcie rewolucji i ciągłej walki z wrogiem. Opór nie zakończy się z zabójstwem jego przywódców.
Abdel Salam, syn Ismaila Haniyeha
Czy Haniyeh dostał to czego pragnął to trudno powiedzieć, chociaż perspektywa spędzania wieczności z hurysami może być kusząca, to jednak wydaje się że największym beneficjentem bezprecedensowej operacji wywiadu i Sił Zbrojnych Izraela jest rząd Netanyahu, który niczym kania dżdżu potrzebował sukcesu po 10 miesiącach taplania się we krwi palestyńskich cywili oraz izraelskich rezerwistów.
Likud prawdopodobnie dostanie wiatru w żagle po takim sukcesie. Pochwały sypią się niemal ze wszystkich stron, dziennikarz Maariv Ben Caspit, uchodzący za nadwornego krytyka Netanyahu napisał dzisiaj w hurraoptymistycznej jak na niego formie:
W wyniku dwóch zapierających dech w piersiach zabójstw Izrael powrócił na sześć godzin do tego, czym był kiedyś: krajem z supermocarstwami przyćmiewającymi hollywoodzkie filmy, zapierającą dech w piersiach inteligencją, chirurgiczną precyzją i nieskończoną determinacją.
Trudno nie zgodzić się z izraelskim dziennikarzem, zwłaszcza w obliczu ciągłych zarzutów pod adresem IDF-u i Mosadu, że nie radzi sobie z prowadzeniem operacji zaczepnych wobec sił osi oporu, że „zaspali” 7 października, że doprowadzili do destabilizacji kraju i skąpali w morzu krwi Gazę nie realizując przy tym żadnego zakładanego celu. Dzisiaj możemy powiedzieć, że Izrael zaczął odnosić spore sukcesy w toczącym się konflikcie. Ben Caspita:
IDF udowodniło, że jest w stanie walczyć na czterech frontach jednocześnie: w Gazie, Bejrucie, Teheranie i bazie Beit Lied.
Kilka tygodni temu IAF dokonał ataku w obszarze Al – Mawasi zabijając dowódcę brygady Al-Qassam z Khan Younis, a także (prawdopodobnie co nie jest potwierdzone) udało się także wyeliminować lub poważnie zranić Mohammeda Deifa, dowódcę wojskowego skrzydła Hamasu. Tamto wydarzenie wywołało sporo kontrowersji, gdyż przyniosło śmierć blisko 100 bogu ducha winnych cywili. Dzisiaj można mówić o pełnym sukcesie Izraela. Wspominany Ben Caspit mimo swych animozji względem obozu rządzącego zebrał się na pochwały względem Netanyahu i dowództwa IDF:
Bardzo wysoka ocena dla wszystkich, którzy wzięli udział w dwóch ostatnich zamachach: szczebel polityczny, czyli premier Netanjahu i minister obrony Galant, szczebel wojskowy, czyli szef sztabu Herzi Halevi, szef AMN Aharon Haliva (tak, on też ma prawo do małej ulgi), Jednostka 8200, Mossad, Shin Bet, piloci Sił Powietrznych i ich dowódca oraz wszystkie tysiące ludzi, którzy tam byli, wzdłuż i wszerz takich niebezpieczna droga.
Czy Netanyahu będzie umiał przekuć sukces militarny w sukces polityczny? Bibi jak nikt inny potrafi wykorzystywać nadążające się okazje do budowania własnego ego i wizerunku w społeczeństwie. Ciekawe mogą być sondaże wyborcze w następnych dniach, które mogą potwierdzić już od dawna zmieniający się trend, że Netanyahu i Likud odbili się od dna niepopularności na jakim znaleźli się po 7 października i faktycznie mają szansę na kolejne zwycięstwo wyborcze.
Całej operacji militarnej smaczku dodaje fakt, że Izrael dokonał jej w Teheranie. Upieczono w ten sposób dwie pieczenie na jednym ogniu, zlikwidowano numer jeden Hamasu oraz udowodniono, że Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa osobom przebywającym w samym sercu Iranu. To kolejny kamyczek do teherańskiego ogródka, który w tym roku przeżywał już kompromitujące dla sił bezpieczeństwa zamachy ISIS podczas rocznicy śmierci Solejmaniego, dał się zaskoczyć w Damaszku, stracił prezydenta i ministra spraw zagranicznych w katastrofie śmigłowca, a teraz pozwolił Izraelowi upokorzyć się we własnej stolicy.
Czy atak na Haniyeha w jakikolwiek sposób przybliża lub oddala możliwość porozumienia z Hamasem w sprawie zakładników? Z jednej strony jest to na pewno działanie eskalacyjne i Muzułmański Ruch Oporu w geście protestu przeciwko likwidacji jednego ze swoich czołowych działaczy może zerwać wszelkie negocjacje z Izraelem. Sugerował to dzisiaj Tamim bin-Hamad (premier i MSZ Kataru) na X pytając retorycznie:
W jaki sposób mediacja może odnieść sukces, gdy jedna strona zabija negocjatora drugiej strony?
Z drugiej strony Tel-Awiw przybliżył się do likwidacji kierownictwa Hamasu, co może powodować, że organizacja czująca, że jest w co raz większym potrzasku, będzie bardziej skłonna do ustępstw w dalszych negocjacjach. Trudno przewidzieć jaki będzie wpływ tych wydarzeń na dalsze negocjacje, ale wydaje się, że Amos Harel z Haaretz ma racje pisząc:
Zabójstwo Haniyeha zmniejsza szanse na przełom w rozmowach o porozumieniu zakładników.
Ten sam dziennikarz wskazuje także ryzyko przed jakim stanął obecnie Izrael, a mianowicie możliwość wybuchu dużej wojny regionalnej, w której Izrael będzie borykał się z wieloma przeciwnikami na wielu frontach:
Możemy być na skraju kolejnej eskalacji wojny, takiej, która może doprowadzić do większego konfliktu regionalnego. Iranowi będzie trudno nie odpowiedzieć odwetem za zamach na jego terytorium. Do tej pory jednak wydawało się, że zarówno Iran, jak i Hezbollah starali się powstrzymać konflikt z Izraelem i zapobiec jego przekształceniu się w wojnę totalną.
Najbliższe dni i tygodnie będą niezwykle ciekawe i niebezpieczne, ze względu na możliwość rozlania się konfliktu na kolejne państwa.
Likwidacja Haniyeha to krok w dobrą stronę Izraela, który faktycznie może złamać siły witalne Hamasu, zwłaszcza jego bazę polityczn-organizacyjno-finansową. Smutną jednak konstatacją z mojej strony będzie zauważenie, że trzeba było 10 miesięcy okropnej wojny w Gazie, w której głównymi ofiarami były kobiety i dzieci, żeby ukręcić jeden z łbów hydry 1600 km dalej na wschód w Teheranie.