WarNewsPL

Biden zrezygnował. Co na to Bliski Wschód?

Chociaż wyłonienie Kamali Harris na kandydatkę Demokratów w wyborach prezydenckich wydaje się pewne, to wedle doniesień przeciwni mogą być spikerka Izby Reprezentantów Nancy Pelosi i były prezydent Barack Obama

Udostępnij artykuł

W ostatnią niedzielę Joe Biden, po wielu tygodniach wykluczania tego kroku (włącznie z deklaracją, że jedynie Bóg może go do tego zmusić), ostatecznie ogłosił że “dla dobra partii i kraju” rezygnuje z ubiegania się o reelekcję i że przekazuje swoje poparcie dla obecnej wiceprezydent Kamali Harris. Trzęsienie ziemi jakie było następstwem odpadnięcia Bidena z wyścigu odczuwalne było, i nadal jest, na całym świecie. Warto zwrócić uwagę na reakcje bliskowschodnie, szczególnie, że obecnie kwestie tego regionu są priorytetowo traktowane przez samego prezydenta USA.

Największy sojusznik odetchnął z ulgą

Rezygnacja Bidena, odbierana przez wielu – niekoniecznie słusznie – jako zapowiedź listopadowego zwycięstwa Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich, była dla izraelskiej ekipy rządzącej momentem ulgi. Nie da się ukrywać, że rząd Netanyahu miał spore problemy w komunikacji z administracją 81-letniego prezydenta Stanów Zjednoczonych. O ile, wbrew obietnicom i zapewnieniom, nie uzależnił on wsparcia militarnego dla Izraela od stopnia przestrzegania praw człowieka czy kodeksów wojennych, to doprowadzał Bibiego i jego ministrów do białej gorączki swoimi naciskami na przestrzeganie chociaż minimum norm humanitarnych i licznymi, często przesuwanymi, czerwonymi liniami. Szczególnie Smotrich i Ben Gvir, radykalni nawet na tle swoich koalicyjnych kolegów, niechętni byli sposobowi zarządzania konfliktem przez Demokratów. Twitterowy wpis Ben Gvira, w którym napisał on “Hamas❤️Biden” nie był wyjątkowy czy szokujący wobec masy innych oskarżycielskich tyrad pod adresem Waszyngtonu.

Izraelski Maariv podkreślił, że “kwestia kompetencji Bidena powracała wielokrotnie w trakcie jego kadencji w świetle serii żenujących incydentów i wypowiedzi” podkreślając, że jeszcze “w sobotni wieczór Biden również powiedział swoim ludziom, że planuje pozostać w wyścigu”. Gazeta ta wystąpiła przeciwko prawicy izraelskiej, głęboko sceptycznej wobec Bidena przypomnieniem, że “ciepłe i pełne współczucia stosunki Bidena z narodem Izraela i Państwem Izrael rozpoczęły się ponad 50 lat temu, kiedy był senatorem w Delaware”. Podkreśliła, że Biden od 7.10 stoi u boku Izraela i wspiera go w walce z terrorystami z Hamasu, nawet pomimo nacisków radykalnej lewicy amerykańskiej, która domaga się niemal zerwania relacji z Tel Awiwem.

Podobnego zdania jest lewicowy Haaretz, utrzymujący, że Netanyahu jako gorący zwolennik Trumpa ma powody do obaw. W artykule porównującym doniosłość rezygnacji Bidena z wyścigu do zwycięstwa wojsk Unii pod Gettysburgiem w 1863 roku Alon Pinkas stawia mocną tezę, że “Joe Biden był jednym z najbardziej udanych i znaczących prezydentów w erze nowożytnej”, kilka zdań później dodając, że republikański kandydat to “skazany za 34 przestępstwa drapieżca seksualny”. Inna autorka tego dziennika użyła bardziej gorzkich słów: “Joe Biden przerwał trwającą tragedię końca swojej prezydentury, która rozpoczęła się jego katastrofalnym występem w konfrontacji z Donaldem Trumpem“ i poniekąd obwiniła obecnego prezydenta USA o zbędną opieszałość w tej decyzji. „Partia Demokratyczna znalazła się w bezprecedensowym kryzysie” zauważyła, dodając, że Kamala Harris nie dała się w ostatnich latach poznać inaczej niż jako “inna niż biała” wiceprezydent.

Israel Hayom z kolei zwrócił uwagę na ogrom wyzwań międzynarodowych towarzyszących kandydaturze Bidena, przede wszystkim na sytuację w Afganistanie związaną z wycofaniem wojsk USA, wybuch wojny na Ukrainie i ataku Hamasu z 7.10. Przytoczono również przyczyny rezygnacji: “pogłoski o rzekomym złym stanie zdrowia, sprawiły, że Demokraci, darczyńcy, współpracownicy i członkowie Kongresu Partii Demokratycznej wezwali Bidena do wycofania się z wyścigu”. Kanał 13, podobnie jak Maariv, przypomniał, że Biden do samego końca publicznie utrzymywał swoją gotowość do kolejnych 4 lat służby na stanowisku prezydenta.

Oś Oporu patrzy sceptycznie

Rezygnacja Bidena przyciągnęła wzrok także zaprzysiężonych wrogów Ameryki, którzy bez cienia obaw wznoszą hasła życzące jej śmierć. Oś Oporu – określenie na antyizraelskie państwa i ugrupowania z regionu Bliskiego Wschodu – na ogół nie widzi większej różnicy pomiędzy Trumpem a Bidenem ze względu na ich zadeklarowany syjonizm. Trump zabił irańskiego generał Soleimaniego a Biden odpowiada za wsparcie dla “ludobójczej wojny syjonistów z Palestyną” oraz bombarduje Jemen, bliskiego sojusznika Iranu. Demokraci i Republikanie to dwie strony tej samej, zachodniej monety.

Irański Mashregh News opisał decyzję Bidena jako “nieoczekiwane posunięcie”, które “po raz kolejny zmieniło burzliwą amerykańską scenę wyborczą”. Przeczytać możemy, że “Demokraci zbuntowali się przeciwko prezydentowi, gdy narobił ogromnego bałaganu w debacie z Trumpem”. Kamala Harris, która najprawdopodobniej zostanie oficjalnie wybrana kandydatką Demokratów już niedługo, została z kolei przedstawiona jako “nie jest stara jak Biden i Clintonowie ani nie jest znana z korupcji jak ta trójka” dodając, że “w przeciwieństwie do Trumpa ma tę zaletę, że jest postacią godną zaufania i dyskretną, nie jest znana z korupcji finansowej i moralnej”.

Libańska gazeta związana z Hezbollahem, al-Akhbar, ostrzej podchodzi do sprawy. “Wielu obserwatorów nie widzi na horyzoncie żadnych zmian w kierunku Izraela” grzmi, argumentując, że nie należy spodziewać się zmiany podejścia USA do sytuacji w Gazie i regionie. Iracka al-Sumaria optymistycznie podkreśla jednak słowa Bidena, że “pozostałe sześć miesięcy swojego urzędowania spędzi na próbach zakończenia wojny między Izraelem a Hamasem” dodając, że Biden jest ważnym elementem trwających rozmów pokojowych, znajdujących się obecnie w przełomowej fazie.

Al-Masirah, związany z kolei z ruchem Houthi z Jemenu nie ma zamiaru pozwolić, by rezygnacja Bidena z wyścigu pozwoliła zapomnieć o jego udziale w obecnym konflikcie na Bliskim Wschodzie. Gazeta cytuje działacza USCPR, mówiącego, że “to nie nieudana debata Bidena pokazała, że ​​nie nadaje się do przewodzenia. To dziesiątki tysięcy bomb, które wysłał, aby zabić palestyńskie rodziny”. Al-Masirah podkreśla też, że “Joe Biden zostanie zapamiętany ze względu na to, w jaki sposób ułatwiał prowadzenie przez reżim izraelski trwającej ludobójczej wojny przeciwko Palestyńczykom”.

Co do zaangażowania w konflikty, to libański al-Mayadeen przypomina, iż Kamala Harris nie odstaje pod tym względem od Bidena. W swoim artykule poświęconym rezygnacji Bidena gazeta przypomniała, że Harris w 2017 “była współautorką ustawy, która umożliwiła Trumpowi nałożenie sankcji na Iran” a w 2019 “podpisała list wzywający do zwiększenia okupacji Syrii przez Stany Zjednoczone”. Dziennik wspomniał także, że “czołowi republikanie twierdzili, że Biden nie nadaje się nawet na urząd prezydenta”, co jest zresztą zupełnie prawdziwą informacją. Wśród republikańskich polityków i aktywistów panuje obecnie przekonanie, że jeśli Joe Biden nie jest w stanie kandydować, to oznacza, że nie jest również w stanie skutecznie przewodniczyć państwu i powinien ustąpić nie tylko z wyścigu, ale również z funkcji prezydenta.

Zatoka cierpliwie mierzy i waży

Kraje arabskie z Zatoki znajdują się obecnie w skomplikowanym położeniu i turbulencje na amerykańskich salonach politycznych im raczej nie pomagają. Dotyczy to przede wszystkim Arabii Saudyjskiej, której mizernie tkane porozumienia z USA są obecnie na wykończeniu, ale ze względu na wojnę w Gazie i kampanię prezydencką w Stanach znalazły się w swojego rodzaju limbo, wystawiając cierpliwość rządzących w Rijadzie na próbę. Nie tylko w Rijadzie zresztą.

Omański al-Watan podobnie jak wiele innych gazet uznał oświadczenie Bidena za zaskakujące i podkreślił, że nastąpiło “po tygodniach wątpliwości co do jego stanu fizycznego i psychicznego”. Emiracki al-Etihad zaznaczył, że Biden zamierza pozostałe pół roku swojej kadencji poświęcić sprawie zakończenia wojny w Gazie, co – zważywszy na dotychczasowe zaangażowanie ZEA – oznaczać może również możliwość zbliżenia się Abu Dhabi do Waszyngtonu jako podstawowego partnera w zakresie utrzymania pokoju w regionie. Warto dodać, że wydawany w Emiratach al-Bayan zwrócił uwagę, że Biden po zrezygnowaniu “czuł się zgorzkniały i zawiedziony, ponieważ sojusznicy go opuścili, podczas gdy on nadal uważał się za najlepszego do zwycięstwa”.

Saudi Gazette wręcz przeciwnie do al-Watanu podkreśliło, że “wielu w świecie polityki spodziewało się, że Biden wycofa się z wyścigu. Jego bełkotliwe, często niespójne odpowiedzi w debacie z Trumpem 27 czerwca oszołomiły kraj i sprawiły, że ludzie zastanawiali się, czy mógłby pełnić funkcję prezydenta przez kolejne cztery lat”. Nie znajdziemy jednak w saudyjskich i sąsiednich gazetach zbyt wiele analiz i prognoz dalszych losów USA. Należy pamiętać, że 16 lipca Joe Biden powiedział w wywiadzie na kanale Complex, że “otrzymał prośbę od Saudyjczyków – są gotowi w pełni uznać Izrael, jeśli zapewnimy im gwarancje bezpieczeństwa i pozwolimy im na utworzenie cywilnego obiektu nuklearnego”.

Okazał się to kompletny niewypał, ponieważ jeszcze tego samego dnia the Times od Israel podało za swoimi źródłami w amerykańskim Kongresie, że o żadnych postępach w rozmowach z Saudami pod tym kątem nie ma mowy, ponieważ… administracja Bidena zamknęła okno na pośrednictwo w porozumieniu normalizacyjnym między Izraelem a Arabią Saudyjską przed listopadowymi wyborami prezydenckimi. Oznacza to, że rozmowy w tym zakresie wznowione zostaną najszybciej za pół roku, co jest szalenie długim czasem. W każdym razie okazuje się, że wbrew głośnym słowom Bidena Muhammad bin Salman nie jest żadnym pariasem. Książe Koronny KAS cierpliwie może oczekiwać na następcę Bidena – niezależnie, czy spod symbolu Słonia czy Osła – w międzyczasie “załatwiając” swoje sprawy jak chociażby normalizacje stosunków z jemeńskimi Houthi, którzy spędzają sen z powiek Rijadu od 2014 roku. Ale prawdopodobnie najchętniej widziałby w Gabinecie Owalnym właśnie Donalda Trumpa.

Co możemy powiedzieć o Bidenie?

Z pewnością obecny moment jest nieodpowiedni na podsumowanie kadencji Bidena. Zostało jeszcze pół roku, być może absolutnie kluczowe pół roku, zwłaszcza ze względu na postępy w procesie pokojowym w Gazie oraz wojnę na Ukrainie, która zdaje się zmierzać ku jakiejś formie dyplomatycznego rozwiązania, a przynajmniej otwarcia dyplomatycznego procesu wobec stagnacji frontu. Można jednak spróbować podsumować jego decyzję. Decyzję, wbrew entuzjastom Demokratów absolutnie spóźnioną, fatalną i być może nawet kosztującą porażkę w wyborach w listopadzie 2024. 

Joe Biden powinien po ponad 50 latach kariery politycznej, w tym na najwyższych urzędach w Waszyngtonie, mieć na tyle intuicji politycznej, żeby móc realnie ocenić swoje szanse. A sondaże od miesięcy jasno wskazywały, że większy potencjał wygranej ma Trump, który (co niepodobne do niego) cierpliwie i konsekwentnie punktował niepowodzenie Bidena w polityce migracyjnej i bliskowschodniej. Nawet w czerwcowej debacie, na której nie zaprezentował wiele mniej żenującego poziomu niż Biden, zachowywał się o wiele bardziej zachowawczo niż można się było spodziewać. Możliwe, że zwyczajnie pozwolił Bidenowi samemu się upokorzyć. Ale nawet wówczas powinien on zrozumieć, że pożegnanie się z kampanią prezydencką to kwestia czasu – tymczasem czekał jeszcze ponad 3 tygodnie z ogłoszeniem decyzji. Decyzji, która w najlepszym przypadku była ukrywana z jakichś względów, w najgorszym – spontaniczna, nieprzemyślana, zupełnie nieprzystająca do takiego “starego wygi” świata polityki.

Joe Biden zatem swoim uporem doprowadził Demokratów do sytuacji, w której mają niewiele ponad 3 miesiące, by przygotować Kamalę Harris i jej zespół do walki z konsolidującym siły Trumpem. Nowojorski miliarder mianując J. D. Vance’a zapewne walczy o głosy białej klasy średniej czującej się oszukaną przez elity polityczne (podkreślając przywiązanie do “osuszania bagna” i walki z tzw. Deep State), triumfuje nad Bidenem w tym sensie, że udowodnił, że “sleepy Joe” (jak o Bidenie wyrażają się obraźliwie jego przeciwnicy i sam Trump) a do tego stał się czymś na wzór męczennika, wybrańca po nieudanym zamachu na jego życie, który skompromitował służby zarządzane przez Demokratów. Co prawda Harris już zaczęła zbierać niemałe kwoty na swoją kampanię, ale nawet z potężnym budżetem te 3 miesiące mogą okazać się zbyt krótkie. A Joe Biden będzie mierzył się z wytykaniem palcem jako ten, który swoim uporem sabotował partię zbyt długo.


Udostępnij artykuł
Exit mobile version