WarNewsPL

TRADYCJA PRZECIWLOTNICZYCH RZEK

Udostępnij artykuł

Polska obrona przeciwlotnicza i wchodzące w jej obecny skład rakietowo-artyleryjskie programy-uzbrojenia znane jako Pilica, Narew i Wisła są od pewnego już czasu odmieniane przez wszystkie przypadki. Osłona nieba nad Polską słusznie stanowi jeden priorytetów państwa, choć każdy z powyższych programów odnotowywał w swojej historii wzloty i upadki, a ich historie warte są oddzielnych książek. Problem utworzenia parasola przeciwlotniczego krótkiego i średniego zasięgu towarzyszył polskim wojskowym również przez wybuchem II Wojny Światowej i charakteryzował się równie dużą dynamiką jak współczesne nam systemy. Choć nie panowała wtedy moda na nadawanie poszczególnym projektom nośnych geograficznych nazw to II Rzeczpospolita mogła się również pochwalić swoim programem Olza-Zbrucz-Wisła.

Armaty wz. 36 kalibru 75 mm w trakcie pokazowych ćwiczeń OPL na Polu Mokotowskim, Warszawa, kwiecień lub maj 1939 r.

Jako pierwszy, jeszcze w roku 1934 ruszyły dwutorowy proces pozyskania armat średniego kalibru zapewniających osłonę nieba na pułapie do 8000 m. Środek ciężkości początkowo leżał po stronie zakupów zagranicznych, a game-changerem miało stać się 220 obiecujących armat Schneider typ 4. Zakup nad Sekwaną niestety zakończył się fiaskiem. Zmarnowany czas udało się tylko częściowo nadrobić i to dzięki przesunięciu całości wysiłków na opracowywane równolegle w Zakładach Starachowickim armaty znane jako wz. 34. Ich udoskonalanie trwało długo i dopiero późną wiosna 1938 roku do 1. Pułku Artylerii Przeciwlotniczej trafiły pierwsze seryjne działa przedwojennej „Wisły” czyli armaty wz. 36 St. Do wybuchu wojny hale Zakładów Starachowickich opuściły 52 działa, ale jak to się mawia „sprawa była rozwojowa” (szczegóły będą tematem odrębnego wpisu).

Działon armaty przeciwlotniczej Bofors wz. 36 w przemarszu. Od roku 1938 roku w dywizjonach pojawiły się przyczepy amunicyjno-sprzętowe pozwalające na przewóz zapasu amunicji, dalmierza itd. Warszawa, maj 1938 r.

Znacznie dynamiczniej i skuteczniej przebiegł proces pozyskania od Szwedów armat krótkiego zasięgu czyli 40 milimetrowych armat Bofors wz. 36 – odpowiednika dzisiejszej „Narwi”. Od prezentacji działa polskiej delegacji jesienią 1935 roku do uruchomienia samodzielnej, opartej na licencji, produkcji w kraju minęły tylko dwa lata (słownie: dwa). Prowadzone w ramach drugiego z systemów działanie nie traciły na impecie. Między 1937 a 1939 rokiem, do WP uzyskało 350 nowoczesnych armat o szybkostrzelności do 120 strz/min. i maksymalnej donośności do 4800 m. Bofors posiadał też „dar” ognia przeciwpancernego, ale to osobna historia. Pamiętać należy, że w krókim czasie sformowano od podstaw dziesiątki motorowych baterii dla których setek ciągników, ciężarówek, motocykli itd. dostarczyły PZInż. Środkową i najpilniej potrzebną części międzywojennej „Tarczy Polski” biedna, rolnicza i odbudowująca dopiero swój potencjał przemysłowy Rzeczpospolita stworzyła w nieco ponad dwa lata.

Polskiej konstrukcji nkm kalibru 20 mm na podstawie PC-20 wzorowanej na rozwiązaniach niemieckich.

Wreszcie przedwojenny odpowiednik „Pilicy” czyli zestawy bardzo krótkiego zasięgu. Tutaj przez lata królowały ciężkie karabiny maszynowe, choć w latach trzydziestych ich skuteczność wobec nowoczesnych samolotów była już symboliczna. Nową jakością miały stać się tzw. najcięższe karabiny maszynowe czyli de facto szybkostrzelne działka kalibru 20 mm. Opracowana w 1937 roku broń znana jako nkm FK-A dziś najbardziej kojarzy się z czołgami TKS. W rzeczywistości swoje najszersze zastosowanie znaleźć miała w oddziałach liniowych jako broń przeciwlotnicza, a zapotrzebowanie na ten sprzęt kalkulowano w tysiącach sztuk. Docelowo broń zastąpić miała przeciwlotnicze ckm i zapewnić oddziałom w polu osłonę przed lotnictwem działającym na wysokościach do 2000 m. Ten udany projekt rozpoczęto jednak najpóźniej, co oznaczał tyle, że pod koniec dekady znajdował się dopiero w końcowej fazie prób. Pierwszych egzemplarzy holowanych polskich nkm 20 mm, z resztą na podstawach łudząco i nieprzypadkowo podobnych do tych znanych z 2 cm Fliegerabwehrkanone 38, należało się spodziewać dopiero w 1940 roku. 

Jędrzej „Jendrass” Korbal



Udostępnij artykuł
Exit mobile version