Maj okazał się być przełomowym miesiącem dla rządzącego w Damaszku tymczasowego rządu z prezydentem Ahmedem al-Sharaa vel Muhammad al-Jolani na czele. Pomimo trudności w polityce wewnętrznej, na arenie międzynarodowej osiągał kolejne sukcesy, poniekąd zwieńczone osobistym spotkaniem z najwyższym urzędnikiem USA – prezydentem Donaldem Trumpem.
Sukcesy zagraniczne…
Prezydent Trump zawitał w Arabii Saudyjskiej 13 maja na dwudniowej wizycie w ramach szerszej podróży na Półwysep Arabski, obejmującej także Katar i Zjednoczone Emiraty Arabskie. To właśnie Rijad przyciągnął największą uwagę, w dużej mierze ze względu na bardzo osobisty wymiar relacji prezydenta Stanów Zjednoczonych i księcia koronnego Królestwa Saudów, ale także ze względu na przełomowe deklaracje inwestycyjne (m.in. rekordowe 142 miliardy USD inwestycji saudyjskich w amerykańskiej zbrojeniówce!). Do tego doszedł skrywany dotychczas krok: zniesienie sankcji amerykańskich na państwo syryjskie.

Przypomnieć należy, że nowe władze Damaszku, po przejęciu stolicy w błyskawicznej ofensywie 8 grudnia 2024 r., szybko zostały wstępnie lub w pełni zaakceptowane przez państwa ościenne i całego globu. Na czerwonym dywanie damasceńskiego Pałacu Ludowego, starannie szczotkowanym dla gości, pojawiały się kolejne delegacje (w tym z Polski), dziennikarze i przedstawiciele rządów. Turcja, Katar i Arabia Saudyjska, ale też Jordania, wiodły w tym prym, zachęcając kolejnych globalnych graczy do deklaracji wsparcia dla nowej Syrii; 20 grudnia na lotnisku w stolicy Syrii zjawiła się specjalna wysłanniczka Waszyngtonu, Barbara Leaf, która spotkała się z nowym zarządem tego kraju, czego efektem było chociażby zniesienie nagrody 10 milionów USD za informacje prowadzące do pojmania Al-Jolaniego. W lutym Unia Europejska ogłosiła częściowe zawieszenie sankcji, głównie dotyczących sektora bankowego, energetycznego i infrastruktury, a w marcu Wielka Brytania również zniosła swoje ograniczenia w tym zakresie.
Kolejne kraje otwierały swoje ambasady, wznawiały loty oraz ustalały format wsparcia i przyszłych relacji. Wreszcie także kwestia sporu z wspieranymi przez USA Syryjskimi Siłami Demokratycznymi kontrolującymi AANES (północno-wschodnią Syrię, na której znajduje się większość złóż ropy – oraz obozy jenieckie dla bojowników ISIS i ich rodzin…) weszła na tor rozstrzygnięcia pokojowego po spotkaniu Al-Sharaa – Mazloum Abdi w Damaszku. Al-Shaibani, MSZ Syrii, pojawiał się w Rijadzie, Dosze, Ankarze, Amanie – a nawet w szwajcarskim Davos na spotkaniu World Economic Forum i w Rzymie. Al-Sharaa swoje niemniej imponujące wyjazdy (w tym osobiste spotkanie z księciem saudyjskim Muhammadem bin Salmanem!) zwieńczył oficjalną wizytą w Paryżu, gdzie odbył wspólną konferencję prasową z prezydentem Macronem, z którym serdecznie wyściskał się przy pożegnaniu. Francuski prezydent powtórzył to, co zgodnie podkreśla Europa i USA: Zachód stoi po stronie ludu syryjskiego, ale kolejne kroki w relacjach z syryjskim rządem uzależnione są od postępów w zapewnieniu poszanowania praw człowieka wszystkich mieszkańców kraju, niezależnie od wyznania i pochodzenia etnicznego.
Ale to właśnie 14 maja okazał się największym przełomem. W środę rano Al-Sharaa, do niedawna uznawany za terrorystę i mordercę, spotkał się osobiście w bardzo pozytywnej atmosferze z prezydentem Trumpem. Al-Sharaa zadeklarował chęć przystąpienia Syrii do Porozumień Abrahama oraz normalizacji stosunków z Izraelem, pod warunkiem zakończenia izraelskich nalotów, zachowania integralności terytorialnej Syrii i rozpoczęcia negocjacji w sprawie Wzgórz Golan. Zobowiązał się do współpracy z USA w likwidowaniu broni chemicznej, mrocznej pozostałości po reżimie Assadów i przy zwalczaniu Państwa Islamskiego, którego bojownicy nadal stanowią zagrożenie dla regionu, działając aktywnie w Syrii i Iraku. Trump postawił trudne żądania: wydalenia palestyńskich frakcji oraz uregulowania, najlepiej poprzez usunięcie z kraju, kwestii zagranicznych bojowników biorących udział w operacji „Odstraszenie Agresji”.
Dalsze rozmowy prowadzone były przez sekretarza stanu USA Marco Rubio, który 15 maja spotkał się z Al-Shaibanim w Turcji na marginesie spotkania NATO i rozmów ukraińsko-rosyjskich. Omówili kwestie związane z prawami człowieka, eliminacją broni chemicznej oraz współpracą w zakresie przeciwdziałania terroryzmowi. Rubio podkreślił, że zniesienie sankcji miało na celu zapobieżenie upadkowi syryjskiego rządu przejściowego i nowej wojnie domowej, która jego zdaniem może być kwestią tygodni. W ramach dalszego zaangażowania, USA planują mianować Thomasa Barracka, obecnego ambasadora w Turcji i doradcę Trumpa, specjalnym wysłannikiem ds. Syrii. Jego zadaniem będzie koordynacja pomocy humanitarnej i wspieranie odbudowy kraju, którego 90% mieszkańców żyje w ubóstwie.
… zagrożenie wewnętrzne
Paradoksalnie rząd Al-Sharaa ma znacznie większe problemy w polityce wewnętrznej. Nie, żeby było to pasmo porażek, wręcz przeciwnie: rozmawia z licznymi przedstawicielami mniejszości chrześcijańskich i starszyznami plemiennymi, generalnie ustabilizował sytuację dotyczącą wojska przez samorozwiązanie Hayat Tahrir al-Sham i wcielenie w struktury MON frakcji zbrojnych, powołał Deklarację Konstytucyjną mającą działać do czasu ustanowienia stałej ustawy zasadniczej i przeprowadzenia wyborów (co ma nastąpić w około cztery lata) oraz utworzył rząd, który gromadzi nie tylko technokratycznych lojalistów z jego otoczenia, ale także ważne postaci opozycji pozostającej na uchodźstwie (w tym kobietę-chrześcijankę!), mniejszości etniczno-religijnych oraz urzędników poprzedniej władzy, wskazując na inkluzywność i szacunek do ciągłości instytucji publicznych. Są oczywiście pewne “ale”. Przede wszystkim dotyczące rzezi w regionie nadmorskim i starć z Druzami.
W marcu 2025 roku w syryjskiej Latakii, regionie zamieszkanym głównie przez alawitów, doszło do gwałtownych starć, które według doniesień medialnych i organizacji międzynarodowych przybrały charakter masowych prześladowań, określanych przez niektórych jako przypominające czystki etniczne. Konflikt rozpoczął się rzekomo od próby aresztowania byłego urzędnika reżimu Al-Assada, co wywołało eskalację przemocy między “pozostałościami po reżimie” a żołnierzami nowej władzy, w tym radykalnymi sunnickimi frakcjami zbrojnymi i zagranicznymi dżihadystami. Według doniesień, w walkach zginęło od 800 do nawet 2000 osób, w większości cywilów, w tym całe rodziny, a wiele zabójstw miało charakter egzekucji na tle religijnym (alawici to pewnego rodzaju “sekta” w ramach islamskiego szyizmu). Walki obudziły obawy o dalszą destabilizację regionu i nowy etap wojny domowej, ale zakończyły się po kilku dniach.
Al-Sharaa potępił masakry cywilów, obarczając odpowiedzialnością lojalistów Al-Assada oraz „obce mocarstwo”, prawdopodobnie Iran, choć siły nowo-rządowe i wspierane przez Turcję bojówki (Narodowa Armia Syryjska) również były oskarżane o udział w przemocy. Powołano specjalną komisję do zbadania wydarzeń, jednak jej obiektywność budzi wątpliwości, nie mówiąc o skuteczności. Sytuacja w Latakii, graniczącej z Libanem, gdzie wpływy Hezbollahu pozostają silne, może prowadzić do dalszej eskalacji konfliktu – zwłaszcza, że niewielkie starcia na linii Hezbollah-Nowa Syria już miały miejsce, ale w ograniczonym stopniu. Rozliczenie odpowiedzialnych i wymierzenie sprawiedliwości bliskim ofiar stało się wyznacznikiem, na ile intencje Al-Sharaa są szczere, a na ile uzależniony jest od posłuszeństwa dzierżących kałasnikowa w jednej ręce i Koran w drugiej bojowników, w tym tych zagranicznych.
Kolejnym gorącym w ostatnim czasie tematem byli Druzowie, mniejszość religijna w Syrii, skoncentrowana głównie w prowincji Suwayda oraz w okolicach Damaszku, takich jak Jaramana, stali się w ostatnich miesiącach obiektem wzmożonych napięć i starć. W odpowiedzi na wydarzenia w Latakii i ogólny klimat panujący w kraju, druzyjskie milicje zaczęły się mobilizować, aby chronić swoje izolacjonistyczne społeczności, co doprowadziło do eskalacji napięć z siłami nowego rządu tymczasowego. Druzowie, tradycyjnie zachowujący neutralność w syryjskim konflikcie, poczuli się zagrożeni, co skłoniło ich do utrzymania własnych uzbrojonych oddziałów, mimo nacisków rządu na rozbrojenie wszelkich milicji i wcielenie ich w struktury MON.
Na przełomie kwietnia i maja 2025 roku w okolicach Damaszku, szczególnie na przedmieściach Damaszku, wybuchły walki między druzyjskimi milicjami a grupami zbrojnymi teoretycznie podporządkowanymi rządowi. Konflikt został zainicjowany przez fałszywe i viralowe nagranie audio, które przypisano druzyjskiemu duchownemu Marwanowi Kiwanowi, rzekomo obrażającemu proroka Mahometa.
Starcia przyniosły dziesiątki ofiar, w tym cywilów, w ciągu trzech dni druzyjskie milicje, wspierane przez lokalnych liderów, odmówiły integracji z syryjską armią, obawiając się utraty autonomii, ale wstępnie zgodziły się na rozmowy o formacie przyszłości druzyjskiej w reformowanym kraju. Sytuację komplikuje zaangażowanie Izraela, który przeprowadził naloty w Syrii, twierdząc, że chroni Druzów, choć wielu z nich odrzuciło tę pomoc, obawiając się, że może ona zaostrzyć napięcia między sektami. Izrael, starając się zaprezentować jako gwarant bezpieczeństwa mniejszości w regionie (jakkolwiek paradoksalnie to nie brzmi), wykorzystuje takie napięcia do realizacji swojej polityki dotyczącej m.in. okupacji Wzgórz Golan.
Syria stoi więc na krawędzi dalszej destabilizacji, z rosnącym ryzykiem eskalacji konfliktów sekciarskich i kryzysu humanitarnego, podczas gdy ONZ apeluje o śledztwo w sprawie zbrodni wojennych. Można też spodziewać się, że Izrael będzie miał interes w dalszym destabilizowaniu kraju w ramach kontrowania zwiększania wpływów tureckich w regionie. Paradoksalnie, podobne zainteresowanie wykazywać powinien Iran, jeśli chce odzyskać połączenie drogami syryjskimi z libańskim Hezbollahem. Jeśli jednak Al-Sharaa zdoła wyegzekwować swoją władzę nad krajem, to skorzysta na tym i jako przywódca państwa i gracz regionalny, ale także zyska w oczach świata jako skuteczna i sprawiedliwa alternatywa dla obalonego reżimu.
Na ratunek Syrii?
Najważniejszymi krajami wspierającymi obecnie Syrię są zatem, w sposób dość naturalny, Turcja, Arabia Saudyjska i Katar. Ta pierwsza pomagała pośrednio w obaleniu poprzedniego reżimu i występuje w charakterze gwaranta bezpieczeństwa wobec ewentualnych walk z Kurdami czy prób wpływania na sytuację kraju przez Iran. Planuje szereg inwestycji w infrastrukturę i energetykę Syrii, sięgając zarazem po udziały w wydobyciu ropy i gazu. To łączy Ankarę z Rijadem i Dohą, które nie zamierzają prawdopodobnie oszczędzać na inwestycjach w kraju, w którym zasadniczo wszystko trzeba odbudować. Nie mając takiego potencjału militarnego jak Turcja nadrabiają głębokimi kieszeniami i możliwościami dyplomatycznymi (których emanacją jest chociażby właśnie spotkanie Trump – Al-Sharaa); zamanifestowały to spłatą syryjskich długów w Banku Światowym, otwierając nowe możliwości pożyczek dla Damaszku. Te i inne kraje Bliskiego Wschodu angażują się w wysiłki humanitarne i lobbowanie na rzecz znoszenia kolejnych sankcji.
Rola Chin pozostaje niejasna, chociaż pekińscy komuniści interesują się oczywiście rozwojem sytuacji i również wysłali swoją delegację oraz oddolne przedstawicielstwo chińskiego biznesu na rozmowy z damasceńskim przywództwem. Rosja utrzymuje część sił na miejscu, między innymi w Bazie Lotniczej Hmeimim niedaleko Latakii, gdzie zresztą schronienie znalazło tysiące alawitów podczas wspomnianych krwawych wydarzeń. Amerykanie zdają się być spośród tej Wielkiej Trójki najbardziej zainteresowani Syrią, jednocześnie realizując politykę ograniczania swojego zaangażowania w promowanie globalnej wizji liberalnej demokracji, mające miejsce od lat ‘90 XX wieku. Podczas przesłuchania w Senacie ws. budżetu na 2026 rok Sekretarz Stanu Marco Rubio powiedział:
Syria, pod nową władzą – oczywiście, o nieco burzliwej przeszłości – jest na skraju upadku, potencjalnie. A jeśli upadnie, przekształci się w wojnę domową. A wojna domowa oznacza, że stanie się placem zabaw dla ISIS i innych dżihadystów, nie wspominając o powracających wpływach Iranu. Nie ma więc gwarancji, że dzięki działaniom i współpracy z władzą przejściową w Syrii wszystko się ułoży. Może się uda, może się nie uda. Ale jeśli nie wyciągniemy ręki i nie spróbujemy, to na pewno się nie uda.