Site icon WarNewsPL

Niezbrojny wymiar wojny

Udostępnij artykuł

Po naruszeniu polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie drony w infosferze pojawiło się wiele treści dezinformujących, czego można było się spodziewać. Ciekawy przykład stanowi kwestia głosowania w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Według niektórych wpisów za potępieniem rosyjskiego wtargnięcia na polskie terytorium zagłosowało jedynie 46 państw ze 193. Polska już zdementowała te informacje i podała, że to nie było głosowanie a po prostu 46 państw podpisało list poparcia dla Polski. Różnica między tymi informacjami ma znaczenie, ale wartospojrzeć na nią z innej perspektywy: co takiego właściwie robi Rosja, że w przypadku takiego głosowania moglibyśmy obawiać się, jak zagłosuje znaczna część państw świata?

Federacja Rosyjska ze swoją propagandą i dezinformacją obecna jest w wielu częściach świata – gdzie Zachód nie cieszy się dobrymi notowaniami – i to już od lat. Wykorzystuje w szczególności rosyjskie media nadające w lokalnych czy regionalnych językach, ale również znane już farmy trolli. Jej przewagą jest dostosowywanie przekazu do lokalnych uwarunkowań. Przykład? Wystarczy przeanalizować narracje dotyczące np. Ukrainy, publikowane w różnych językach przez „Sputnik”.Te po arabsku, kierowane do Afryki Północnej,najczęściej poruszają kwestie wojny rosyjsko-ukraińskiej, natomiast te kierowane do Sahelu temat wojny poruszają sporadycznie, koncentrując się na kwestii zboża. Niedawno mieliśmy rocznicę napaści sowieckiej na Polskę. 17 września 1939 roku, jak co roku pojawiło się wiele treści mających pokazać, że to nie była napaść a wejście do okupowanego państwa i chronienie mniejszości – znamy tę narrację. Jednak na „Sputniku” w języku tureckim takie materiały praktycznie się nie pojawiają, ponieważ byłyby niezrozumiałe: Turcja podczas II wojny światowej była neutralna, a ten konflikt nie wywołuje tam większych emocji.

O Rosji neutralnie

Oczywiście nie jest tak, że „Sputnik” traktowany jest w wielu miejscach świata jak medium niezależne, ale często bywa traktowany po prostu jako „zagraniczne źródło informacji”, na równi z DW czy BBC. W państwach takich jak Turcja nie osiąga nawet części zasięgu mediów państwowych. Warto jednak zwrócić uwagę na to, jak media tureckie informowały o naruszeniu polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie drony. Nie powielały rosyjskiej narracji, ale większość tekstów miała charakter czysto informacyjny. Podawano w nich zarówno komentarze strony polskiej, jak i rosyjskiej, przedstawiając je jako dwa punkty widzenia. To bardzo ważne, bo podobne komentarze słyszałam np. od chińskich dziennikarzy podczas Forum Dyplomatycznego w Antalyi, którzy zaznaczali, że obecność ministrów spraw zagranicznych Ukrainy i Rosji pozwalała im usłyszeć dwa punkty widzenia. Nie postrzegano tego jako starcia prawdy i kłamstwa, ale uważano, że każdy ma swoją perspektywę, a prawda leży pośrodku. To daje duże pole możliwości dla dezinformacji i chaosu w mediach społecznościowych. Wracając jeszcze do Turcji i dronów, bardzo szybko wyłapano w Polsce główne narracje rosyjskiej i białoruskiej propagandy związane z tym tematem. Niektóre z nich pojawiały się również w tureckiej wersji – m.in. kwestionowano, czy to Rosja wystrzeliła drony, sugerując raczej sabotaż ze strony Ukrainy.  Opublikowano także nagrania z przygotowań do defilady w Warszawie, opatrzone podpisami, z których wynikało, że jest to sprzęt wojskowy wysyłany pod granicę z Białorusią. Równocześnie pokazywano ujęcia głowic Iskander w obwodzie kaliningradzkim, nie informując, że było to częścią manewrów „Zapad 2025”. Pojawiło się również wiele treści skierowanych właśnie do tureckiego odbiorcy – dotyczyły one NATO. Narracje były różne. Twierdzono, że sojusz w gruncie rzeczy jest słaby i wcale nie przyjdzie Polsce z pomocą. Jednocześnie przypominano, że Turcji nie udzielono pomocy nawet po śmierci 33 tureckich żołnierzy w Syrii, a tutaj ledwo naruszono polską strefę powietrzną a natychmiast uruchamiany jest artykuł 4. Oczywiście od razu można podnieść argument, że tureccy żołnierze zginęli z rąk Rosjan, co jest faktem. Jednak w oficjalnej narracji tureckiej podawano, że to wojska Asada odpowiadały za ich śmierć, choć znajdowały się poza granicami Turcji. Jednak w tym wypadku nie ma to znaczenia. Ta dezinformacja ma pokazać, że Polska panikuje, a Turcja to sojusznik drugiej kategorii. Chodzi o to, aby Ankara grała na własną korzyść i nie zdecydowała się na poparcie Polski – jeśli zajdzie taka potrzeba. Tego typu narracje wywołają dużo większe emocje w tureckiej infosferze niż wskazywanie na winę Ukrainy czy mówienie o tym, że Polska nie była przygotowana. Dodatkowo dyskusję podgrzewa kwestia Izraela, bo do przekazu dodano, że Izrael dokonuje ludobójstwa za zgodą Zachodu, podczas gdy Polska – po kilku dronach – już wzywa wszystkich do potępienia Rosji. Możemy z tym dyskutować, ale nie zmienia to faktu, że większość świata uważa Zachód za hipokrytę, który płacze nad śmiercią kobiet i dzieci w Ukrainie, ale nie widzi cierpienia w Strefie Gazy. I właśnie taki przekaz Rosja wykorzystuje sprawnie.

Narracyjnie przegrywamy w wielu miejscach świata, bo można odnieść wrażenie, że nie jesteśmy przygotowani i nie dostrzegamy zagrożenia, jakie niesie ze sobą dezinformacja – szczególnie na Globalnym Południu. Nie możemy ignorować większości państw świata znajdujących się poza tzw. światem zachodnim, bo gdy przyjdzie kiedyś – oby nie – głosowanie w Radzie Bezpieczeństwa ONZ – a dobrze wiemy, że nie ma ono żadnego znaczenia, poza wizerunkowym – to skończymy właśnie z takim poparciem: 46 do 147. Mamy potencjał, brak kolonialnej przeszłości i świetnych specjalistów od regionu, dlatego warto to wykorzystać. Możemy pokazywać, że rozbiory były kolonizacją – w ten sposób większość świata nas zrozumie. Da nam to szansę na wygranie bitew w wojnie, która nie toczy się w okopach – na nasze szczęście.


Udostępnij artykuł
Exit mobile version