Mobilizacja, mobilizacyjne rozwinięcie sił zbrojnych – często te sformułowania pojawiają się w moich tekstach, czy wypowiedziach ekspertów, opisujących przebieg wojny na Ukrainie. A o czym w ogóle jest mowa? Spróbuję to w poniższym tekście przybliżyć Szanownym Czytelnikom.
Czym więc jest mobilizacja? To najkrócej mówiąc przejście sił zbrojnych z funkcjonowania/organizacji czasu pokoju (P) na organizację wojenną (W). Czy dotyczy ona tylko wojska? Absolutnie nie. Obejmuje ona dostosowanie administracji państwowej wszystkich szczebli do działania w czasie wojny, a także wymierne współdziałanie JST (Jednostek Samorządu Terytorialnego) z TOAW (Terenowymi Organami Administracji Wojskowej) w zakresie procesu mobilizacji. Również gospodarka narodowa ulega przekształceniu i przejściu na gospodarkę wojenną. Istnieje (niejawny) PMG (Program Mobilizacji Gospodarki), który określa „…zadania produkcyjno-remontowe, jakie powinny być realizowane przez przedsiębiorców w warunkach zagrożenia bezpieczeństwa państwa i w czasie wojny. Ma to na celu utrzymanie bezpieczeństwa i ciągłości dostaw sprzętu wojskowego oraz usług na rzecz Sił Zbrojnych RP i innych uprawnionych organów (m. in. Policji, Straży Więziennej i jednostek podległych ABW)…” jak to jest opisane na powszechnie dostępnej domenie rządowej. Oczywistym jest, z logicznego punktu widzenia, że musi on obejmować nie tylko moce produkcyjne w/w przedsiębiorstw, ale i jakiś (niejawny) poziom zapasu surowców, komponentów czy elementów pochodzących od poddostawców krajowych lub zagranicznych, potrzebnych do produkcji, np. amunicji, czy broni strzeleckiej.
Czyli, jak widzicie Szanowni Czytelnicy, chociaż możecie nie mieć teoretycznie nic wspólnego z wojskiem, kwestie związane z mobilizacją mogą dotknąć także Was.
Wracając do wojska. Tak maksymalnie upraszczając, to rozwinięcie mobilizacyjne sił zbrojnych (SZ) jest osiągnięciem przez jednostki wojskowe stanów (etatów) przewidzianych na czas W przede wszystkim poprzez:
– uzupełnienie stanów osobowych (żołnierze służby czynnej i rezerwy)
– uzupełnienie stanów sprzętu przez przyjęcie go z przechowywania krótkookresowego (PK) i długoterminowego (PD) – w tym drugim wypadku stanowiącego zapas wojenny (ZW) – oraz pojazdami i maszynami pobieranymi z gospodarki narodowej.
Co jest oczywistym, powyższe procesy mają różną skalę w przypadku jednostki, która w czasie pokoju ma ukompletowanie osobowe powiedzmy 70-80%, a inną w przypadku pododdziału nie istniejącego w czasie P, a rozwijanego tylko na czas W.
Jeżeli ktoś jeszcze ma problem ze zrozumieniem, co to jest rozwinięcie mobilizacyjne, to posłużę się pewną analogią z rynku cywilnego. Załóżmy sobie, że jest firma transportowo/kurierska. Składa się ona z: szefa, pracownika administracyjnego, 5 kierowców i pracownika technicznego. W użytkowaniu bieżącym ma 5 pojazdów nowoczesnych i ze 2 stare, leciwe, które stanowią zapas na czas remontów, przeglądów itp. I teraz mądry szef ma cały plan „mobilizacji” firmy, by np. podołać jakiemuś nadzwyczajnemu zwiększeniu klientów przez pewien czas. Plan „rozwinięcia mobilizacyjnego firmy” wygląda mniej więcej tak: pracownik administracyjny przechodzi na rolę dodatkowego kierowcy na jeden z tych dwóch starych pojazdów, jego miejsce zajmie była pracownica emerytka, z którą się podpisze umowę zlecenie. Drugi pojazd obsadzi sąsiad, który kiedyś też pracował w tej firmie, teraz para się innym zajęciem, ale chętnie sobie dorobi. Dodatkowo szef ma w zanadrzu podpisane umowy z dwoma innymi kierowcami dysponującymi własnymi środkami transportu, że jakby co, to będą świadczyć dla niego usługi. I nagle w „mobilizacji” firma ma niemal dwukrotnie większe możliwości transportowe. Może trochę koślawa analogia, ale chyba teraz nie da się nie zrozumieć?
Przejdźmy teraz do konkretów, czyli jak wyglądają wybrane aspekty mobilizacji w telegraficznym skrócie. Zacząć by trzeba chyba od początku, czyli momentu, kiedy na podstawie własnych i sojuszniczych danych wywiadowczych, rozpoznania osobowego i technicznego, organy dowodzenia Siłami Zbrojnymi dochodzą do wniosku, że niezbędnym jest ogłoszenie i rozpoczęcie mobilizacji. No i tu zderzamy się z pierwszą rafą, czyli politykami. To od nich zależy ostateczna decyzja. Kwestie polityki międzynarodowej, wewnętrznej, obawa przed kosztami społecznymi i ekonomicznymi, świadomość wagi takiej decyzji, to nie są kwestie, które ułatwiają politykom akceptację. Przypomnę, że w Polsce zgodnie z art. 136 konstytucji „W razie bezpośredniego, zewnętrznego zagrożenia państwa Prezydent Rzeczypospolitej, na wniosek Prezesa Rady Ministrów, zarządza powszechną lub częściową mobilizację i użycie Sił Zbrojnych do obrony Rzeczypospolitej Polskiej.” Biorąc pod uwagę realia życia politycznego, to należało by dopisać do tego jeszcze co najmniej kilku polityków pełniących różne funkcje. Historia dostarcza nam przykładów, gdy na skutek różnych czynników rządzący podejmowali decyzję o ogłoszeniu mobilizacji zbyt późno, pomimo nalegań organów wojskowych.
Jeśli ta faza zakończyła się sukcesem, przeskoczmy do kolejnej, gdzie TOAW we współpracy z JST wzywają rezerwistów. Tu najpierw spójrzmy na kwestię AKAP (Akcji Kurierskiej Administracji Publicznej). Cóż to jest? Pozwolę sobie zacytować informacje ze strony jednego urzędu miasta:
„Akcja Kurierska Administracji Publicznej – AKAP jest to zorganizowany przez organy administracji publicznej (w tym urzędy gmin, miast) system doręczania dokumentów powołania adresatom, którymi są najczęściej żołnierze rezerwy lub osoby, na których nałożono obowiązek świadczeń na rzecz obrony (np. przedsiębiorcy posiadający decyzje o przeznaczeniu do wykonania określonych świadczeń w razie mobilizacji lub w czasie wojny). Celem uruchomienia akcji kurierskiej jest sprawne i możliwie szybkie przekazanie dokumentów powołania do konkretnego adresata (żołnierza).”
I tu mamy (w mojej ocenie oczywiście) pewne problemy.
Pierwszy to liczba, obsada etatowa i obciążenie zadaniami TOAW. Drugi to JST. O ile w przypadku dużych jednostek samorządowych, jak np. urzędy miejskie powiatów grodzkich (dawne miasta wojewódzkie) to MOŻE wyglądać nawet całkiem nieźle, ze względu na struktury i liczbę urzędników, to w gminach miejsko-wiejskich lub wiejskich…
W swoim starszym tekście:
Zawarłem pewną obserwację:
„…Mała wiejska gmina, pani inspektor Ania (jeszcze młoda bo ok. 40-tki) zajmująca się podatkiem od nieruchomości, kwiecień 2022 – A wie pan, że przez wojnę to chłopaków do wojska biorą, bo znowu przegłosowali pobór? Grzecznie tłumaczę, że to tylko kwalifikacja wojskowa, że taka sama, jak co roku, a „zetka” to tylko jest zawieszona, bo nigdy nie została zlikwidowana itd. Pani podenerwowana rzuca: Proszę pana, ja wiem lepiej. A powiem panu jeszcze, że jakby ci ruscy napadli na nas, to tylko walną atomówką po naszym wojsku i tyle z tego będzie. Mówię panu, jak coś się zacznie dziać, to trzeba będzie szybko uciekać na Zachód. – Mając na względzie pozytywne załatwienie sprawy prywatnej, postanowiłem nie ciągnąć dyskusji. Wszelako po wyjściu z urzędu, naszło mnie, że istnieje więcej niż duże prawdopodobieństwo, że ta urzędniczka ma przypisaną rolę w ramach Stałego Dyżuru, albo nie daj boże AKAP… Zapewne, był to pojedynczy i odosobniony przypadek. …Niestety, musimy pamiętać, że od tego, jak się zachowa pani Jadzia z kadr czy pani Krysia z obsługi oświaty, czy będą odpowiedzialnie wypełniać powierzone im zadania, czy też może na pierwsze sygnały zagrożenia/paniki dadzą nogę do Niemiec, może zależeć, czy w urzędzie gminy Radowo Małe nie posypie się Stały Dyżur czy AKAP…”
Jak widać, na szczeblu, który pewnie większości osób, by nawet nie przyszedł do głowy w kontekście mobilizacji, może nas spotkać bardzo nieprzyjemne zaskoczenie. Idąc dalej, kurierzy ruszyli w teren zgodnie z podanymi adresami i… zderzamy się z problemem tzw. fikcji meldunkowej. Wiele osób jest zameldowanych zupełnie gdzie indziej, niż faktycznie zamieszkuje. Zameldowanie u rodziców, choć faktycznie mieszka i pracuje się np. 150 kilometrów dalej – żaden problem i wcale nie epizodyczne zjawisko. O wyjazdach do pracy za granicę (i pojawianiu się w miejscu zamieszkania na święta i urlopy) nie wspominam. Niestety, co najmniej „niektórzy” rezerwiści albo nie znają przepisów, albo je wprost lekceważą. I zjawisko opisane powyżej może dotyczyć osób zamieszkujących małe miejscowości i wsie (zjawisko migracji do większych ośrodków). Jak już pomyślnie przebrniemy przez wszystko powyżej i mobilizowani trafią na czas do miejsc przeznaczenia, to już tylko idzie „z górki”. „Ej a ty przecież byłeś artylerzystą, skąd Ci wytrząsnęli przydział mob. do SIL (Służba Inżynieryjno-Lotnicza). Za diabła nie wiem, ale kumpel „dekiel” ma przydział do aeromobilnych. W sumie dobrze, że nie do marynarki wojennej” . Oczywiście to pewne przerysowanie problemu właściwych przydziałów mobilizacyjnych dla żołnierzy rezerwy, ale są sygnały, że problem z wypełnieniem etatów mobilizacyjnych w rozbiciu na poszczególne specjalności wojskowe to za różowo nie wygląda, eufemistycznie rzecz ujmując. Daje to pewne przesłanki, do stwierdzenia, że w „kwitach” to może i wszystko gra (mniej lub bardziej…), ale w realnym rozwinięciu mobilizacyjnym to i tu można się spodziewać dość nieprzyjemnych niespodzianek. Jaki to może mieć wpływ na osiągnięcie gotowości bojowej w zadanym reżimie czasowym przez mobilizowane jednostki, pozwolę sobie zostawić bez komentarza.
Dalej to już mamy same przyjemności i coś dla fanów „romantyzmu wojskowego nazewnictwa”. Witamy serdecznie na terenie JW (jednostki wojskowej), gdzie zespoły specjalistów wyposażone (jakże by inaczej) w sążnistą dokumentację, odpowiedni sprzęt i wyposażenie, mają zapewnić bezproblemowe i sprawne rozwinięcie mobilizacyjne. Nazywamy to EBMob (elementy bazy mobilizacyjnej). Gwiazdą tu będzie twór o nazwie ZKMRJ (zespół kierowania mobilizacyjnym rozwinięciem jednostki), w skład którego wchodzą panie i panowie z komórek S-1, S-3 i S-4 (odpowiednio: personalia, planowanie krótkoterminowe/działania bieżące, zaopatrzenie/transport). Poza tym w skład EBMob wchodzą: PKI (Punkt Kontrolno-Informacyjny), PPW (Punt Przyjęcia i Wyposażania), GE (Grupa Ewakuacyjna), PRT (Punkt Przyjęcia i Rozdziału Środków Transportowych). Zajmują się oni odpowiednio: – sprawnym przyjmowaniem napływających osób i kierowaniem ich zgodnie z przydziałami mob. do właściwych pododdziałów oraz meldowaniem do ZKMRJ o aktualnym ukompletowaniu stanu osobowego JW;
– wydawaniu PZM (przedmiotów zaopatrzenia mundurowego), uzbrojenia i innych należności przybyłym, a także właściwego ujmowania w ewidencji;
– rozkonserwowania, uruchomienia i przygotowania SpW do użycia, a także ewakuacji sprzętu do wyznaczonych obiektów, rejonów;
– przyjęcie pojazdów i maszyn z gospodarki narodowej, a także ich dostosowanie.
Myślę, że taki opis jest w zupełności dla Szanownych Czytelników wystarczający, a jednocześnie nie przyprawi o palpitację serca niektórych i nie podpada pod #czarnyhonker.
I tylko pozwolę sobie na małą dygresję co do PRT. Ciekawe, czy właściciele np. pojazdów, na których nałożono świadczenia rzeczowe, to aby dobrze są zorientowani w obowiązkach, które na nich ciążą. Czy w mobilizacji to nie okaże się, że owszem ciężarówka, cysterna lub laweta, to jak najbardziej są, tylko w tym momencie to akurat gdzieś w Pirenejach, bo przedsiębiorca zajmuje sie spedycją międzynarodową…
Oczywiście, można by też omówić różnorakie kwestie związane z przeprowadzeniem mobilizacyjnego rozwinięcia poza MSD (miejscem stałej dyslokacji), a w RA (rejonie alarmowym) i problemy sposobu rozmieszczenia elementów bazy mobilizacyjnej, ale by nie wydłużać tekstu sobie to darujemy.
Ale po co jest ta cała mobilizacja?
Cofnijmy się do roku 2009, w którym zawieszono (ważne, nigdy nie zlikwidowano) zasadniczą służbę wojskową (ZSW, popularnie zwaną zetą). Od tego czasu politycy i media zgodnym chórem sączyli przekaz, który można by przedstawić następująco: „Mamy armię zawodową, zostawmy wojnę profesjonalistom, ty się obywatelu nie martw, oni Cię obronią”. Niestety całkiem spora część społeczeństwa w to uwierzyła, a mamy tu do czynienia z niczym innym, jak kompletną bzdurą lub łagodniej „trzecią prawdą według ks. Tischnera” (Prawda, Tyż prawda i G.. prawda). Przez cały okres III RP NIGDY nie było możliwe pełne rozwinięcie mobilizacyjne SZ RP bez wchłonięcia tysięcy rezerwistów ( a właściwie setek tysięcy). Oczywiście armia przechodziła reformy, które często polegały po prostu na likwidowaniu kolejnych jednostek (przykład w postaci rozwiązywania dywizjonów rakietowych OP wyposażonych w systemy rakietowe S-75 Wołchow – zresztą niestety uzasadniony). Zmniejszała się liczba JW istniejących w czasie P, co niewątpliwie miało swój wpływ na sumaryczne etaty SZ RP czasu W, ale cały czas potrzebni byli rezerwiści.
Inna sprawa, że początkowo to nie był problem. Była cała masa żołnierzy, którzy przeszli zasadniczą służbę wojskową jeszcze w czasie PRL. W początkach III RP „zeta” funkcjonowała też niemal bez zmian, ale czas jest nieubłagany. Ostatnie roczniki, które odbyły dwuletnią ZSW, to mniej więcej urodzeni w latach 1969/1970. Z kolei ostatnie, które odbyły jakąkolwiek ZSW to 1989/90. W przykładowym 2030 roku to będą osoby mające około 60 i 40 lat. Daje do myślenia, co? A może emeryci wojskowi wystarczą? No, niestety nie. Owszem, jest to szalenie cenny rezerwuar, często specjalistów wyszkolonych dużym nakładem środków, ale po prostu jest ich zbyt mało. Wedle, khmm nowego sposobu podawania stanu osobowego SZRP, w styczniu 2023 liczyły one 164 tysiące żołnierzy. Pomijając, jakiej metodologii użyto w Ministerstwie Obrony Narodowej, by zaprezentować taką liczbę, to nijak się ona ma do liczebności SZRP po rozwinięciu mobilizacyjnym. Biorąc pod uwagę, że całkiem spora liczba jednostek, to tak, jakby niekoniecznie ma ukompletowanie 80 czy 90% (czy może tak być, że taki współczynnik to jest rzadkością? – eufemizm taki) jak i niewątpliwy fakt, że w planie mobilizacyjnym figurują jednostki nie istniejące w czasie P, a powstające w mobilizacji w oparciu o zalążki wystawiane z oddziałów istniejących w czasie P i rezerwistów, to… zaznaczam, że nie jest mi znana liczebność SZRP po mobilizacji, ale obojętnie, czy będzie to 300,400, 600, a może 800 tysięcy żołnierzy, to i tak mówimy o co najmniej 2-4 krotnym zwiększeniu liczebności. W latach 2015-2022 liczba żołnierzy, którzy rozwiązali stosunek służbowy wyniosła 45 794. Owszem zasili oni szeregi „rezerwy”, ale jak widać, jest to ilość zupełnie nieadekwatna do potrzeb rozwinięcia mobilizacyjnego czy odtwarzania strat osobowych w przypadku konfliktu. Tym bardziej, że są to żołnierze w różnym wieku, czasem po 20 i więcej latach służby i różnym stanie zdrowia.
Zresztą Najwyższa Izba Kontroli już kilkanaście lat temu, w swym raporcie pokontrolnym dotyczącym nadawania przydziałów mobilizacyjnych zawarła interesujące informacje. Fakt wykazania, że w ówczesnej 3 RBM (Rejonowej Bazie Materiałowej) etat W miał pokrycie w zaledwie 23% (suma żołnierzy służby czynnej i rezerwistów z przydziałami mobilizacyjnymi), wbrew pozorom nie budził niepokoju, bo spowodowane było to nieustannymi zmianami organizacyjno-etatowymi i zwyczajnym nienadążaniu części administracji wojskowej w nadawaniu przydziałów mob. Braki w przydziałach mobilizacyjnych w 31 BLT (Baza Lotnictwa Taktycznego) w Poznaniu wynoszące 40%, też z jednej strony można tłumaczyć nowymi etatami, ale z drugiej już pojawiającymi się deficytami w niektórych specjalnościach wojskowych. Od czasu tej kontroli minęło kilkanaście lat. Kolejne roczniki „wypadały” z zasobów rezerw. Na pewno jest lepiej, czy może wprost niekoniecznie?
Czy można realnie rozważać armię składającą się tylko z żołnierzy zawodowych w czasie W? W naszych warunkach i biorąc pod uwagę nasze przypuszczalne plany operacyjne? Absolutnie nie. Musielibyśmy rozmawiać o armii złożonej z najmniej 400 tysięcy żołnierzy zawodowych, co jawi się z przyczyn demograficznych i finansowych zgoła absurdalnie i wracamy do kwestii, kim wtedy uzupełniać straty bojowe i niebojowe w czasie, np. wyzwalania Estonii czy obrony Koroszczyna lub Kuźnicy (pan minister wszak zapowiedział, że będziemy bronić każdego skrawka polskiej ziemi, by nie dopuścić do „polskiej Buczy”).
Więc może powrót do „zety” przez „odwieszenie” zasadniczej służby wojskowej? Bądźmy poważni. W istniejącym kalendarium wyborczym (wybory parlamentarne 2023, samorządowe i do europarlamentu 2024, prezydenckie 2025, ponownie parlamentarne 2027) nie ma na to najmniejszej szansy. A i później jakoś powątpiewam, by politycy się jakoś do tego wyrywali. Nie oceniam, stwierdzam po prostu fakty.
Dobrowolna zasadnicza służba wojskowa? Bardzo dobry pomysł Ministerstwa Obrony Narodowej, za który trzymam kciuki, ale obawiam się, że nie ma możliwości on nam dostarczyć wystarczającej liczby przeszkolonych rezerw osobowych. Siłą rzeczy jest skierowany do osób w jakiś sposób interesujących się wojskiem, obronnością i jest to ten sam zasób, z którego czerpiemy chętnych do zawodowej czy terytorialnej służby wojskowej. Nie, zdecydowanie nie rozwiąże on wszystkich problemów, co najwyżej niektóre załagodzi. Podobnie jest z pomysłem aktywnej rezerwy. Ciekawy na poziomie koncepcji, na razie zderzający się z pewnymi barierami mentalno-urzędniczymi, gdzieniegdzie, ale też nie rozwiązujący najistotniejszych problemów.
Co zostaje? Nic innego, jak na serio zabrać się za szkolenie rezerw. Mamy roczniki urodzonych w latach 1991-2004, które nie przeszły żadnego przeszkolenia wojskowego, z wyjątkiem tych, którzy ochotniczo przystąpili do np. WOT. I wraz z upływem lat będą dochodzić kolejne. Nie pomijajmy faktu, że pobór do „zetki” w I dekadzie XXI wieku to nie był szczególnie liczny ani szczelny. Nie mamy innego wyboru, jak zacząć szkolenia, na początek choćby zapoznawczo-podstawowe, tych wszystkich roczników, które mundur, broń to widziały, ale w TV, grach komputerowych czy filmach. Oczywistym jest, że nie zastąpi to dziur w zasobie rezerw specjalistów młodszych, ale na początek to zawsze coś. I tu nie ma zbytnio alternatywy. Dlaczego? Powiedzmy sobie to prosto i brutalnie. Po latach 2030-2035 w zasadzie SZ RP stracą możliwość rozwinięcia mobilizacyjnego ze względu na brak przeszkolonych i w odpowiednim wieku rezerw osobowych.
Kropka.
I tu uwaga, powyższe dotyczy wariantu dla czterech dywizji w wojskach lądowych i 14 brygad ogólnowojskowych na dotychczasowych etatach.
Formowanie 1DPLegionów, przechodzenie brygad na etaty 4 batalionowe, znaczący rozwój artylerii (przeformowywanie pułków dywizyjnych w brygady, zapowiedzi formowania dar w każdej (?) BZ/BPanc czy być może samodzielnych brygad artylerii oznacza… że liczebność rozwinięcia mobilizacyjnego SZ RP będzie jeszcze większa i na jej pokrycie już ABSOLUTNIE NIE MAMY przeszkolonych rezerw osobowych.
A powagę sytuacji zwiększa to, że niektóre specjalności (ot choćby taka 20 D -grupa osobowa rakietowa i artylerii) już są deficytowym „towarem na rynku” rezerwistów zdatnych do zmobilizowania…
To co robić, usiąść i płakać?
Absolutnie nie. I nie chcąc być „krytykantem-marudą” pozwolę sobie na pewne rozważania, które z pewnością nie są kompletne i Szanowni Państwo dopiszecie jeszcze inne pomysły.
1. Zacząć trzeba od rozmów i porozumienia wśród polityków. Myślę, że dobrym pomysłem byłaby tu inicjatywa Pana Prezydenta (jako zwierzchnika sił zbrojnych) via BBN (nowy, bardzo dobry i energiczny szef). Zorganizować spotkanie z przedstawicielami wszystkich liczących się partii politycznych, przedstawić sytuację i RAZEM i w POROZUMIENIU wypracować jakiś konsensus, co do szkoleń rezerw osobowych. Na wspólne porozumienie dotyczące ZSW to nie śmiem marzyć, ale chociaż zawarcie swoistego „paktu o nieagresji” w zakresie szkoleń dla „zielonych” roczników? Dlaczego to jest punkt najistotniejszy? Bo w przeciwnym razie stanie się to elementem bieżącej walki politycznej, co biorąc pod uwagę kalendarz wyborczy już na starcie wywaliłoby cały pomysł do kosza.
2. Edukacja i szczerość. Tak, proszę się nie śmiać. Społeczeństwo ma, hmm „niekompletną wiedzę i świadomość” co do realiów stanu SZ RP, autentycznie wiele osób jest święcie przekonanych, że mamy „armię zawodową” i przecież, jak nie ma „zety”, to wojaczka całej reszty obywateli nie dotyczy… Dlatego politycy muszą w końcu społeczeństwu wytłumaczyć, że „Przepraszamy, doszło do małego nieporozumienia, ale niestety drodzy obywatele, Was obowiązek obrony też dotyczy”. I to muszą robić wspólnie, bo zwolennicy partii X nie wierzą w ani jedno słowo polityka z partii Y (i na odwrót). Media też by musiały być włączone do takiej akcji i wbrew pozorom przy uczciwej rozmowie „na backstage’u” dałoby się tu wypracować zasady współpracy.
A po co to wszystko? No cóż, nikt ze szczególnym entuzjazmem nie będzie chciał być odrywany od rodziny, pracy (osoby pracujące na własny rachunek -JDG- nie na etacie szczególnie mocno mogą to odczuć ekonomicznie) na te 30 lub więcej dni w roku. Ba część będzie reagować dość gwałtownie (zresztą da się to zrozumieć), ale łatwiej jednak społeczeństwo to przyjmie jeśli będzie miało to wytłumaczone jasno , klarownie i uczciwie. Jeśli spróbujemy to wprowadzić na zasadzie: „bo tak i już” – to biorąc pod uwagę naszą narodową wręcz przekorę i skłonność do „kombinowania” to rezultat będzie taki jak zawsze. A chyba nie o to nam chodzi?
3. Administracja. Jaka jest rola i potencjalne zagrożenia związane z tym, jaka jest wiedza na tematy obronne w JST już pisałem wcześniej, więc nie będę się powtarzał. Po prostu, trzeba poważnie się wziąć za edukację w tej grupie pracowników administracji samorządowej. Zrobić im sensowne szkolenia (u nich w samorządach) tłumaczące im nie tylko zadania, jakie państwo w zakresie mobilizacji przed nimi stawia, ale przede wszystkim pokazujące, jak ważna jest ich rola i jaka spoczywa odpowiedzialność. Musiałyby to być szkolenia prowadzone w ciekawy sposób, a nie za przeproszeniem przez emerytowanego Pana mjr po 30 latach służby, który beznamiętnym tonem i jeszcze nie daj Boże językiem z wojskowymi wtrętami odczyta prezentację, przy której połowa uczestniczących uśnie, a reszta nic nie zrozumie (zresztą, no bo skąd).
Inna kwestią, która wymaga, moim zdaniem, przemyślenia, to czy przyjęta ilość WCR jest optymalna w stosunku do potrzeb? A jeśli szanowni decydenci uznają, że tak, to czy nie warto rozważyć ich wzmocnienia etatowego. Można by to zrobić przez zwiększenie etatów pracowników cywilnych (choć obowiązująca siatka płac nie jest specjalnie atrakcyjna na tle rynku pracy w większych ośrodkach…)? Odnoszę wrażenie, że WCR są wprost zasypane pracą i zwyczajnie pracują na granicy swoich możliwości „przerobowych”. I sądząc, po sygnałach z terenu, to powyższe wyrażenie jest wyjątkowo eufemistyczne… Jeśli chętni do aktywnej rezerwy od kilku miesięcy nie mogą się doprosić o rozpoznanie swoich wniosków, to coś tu jest nie tak.
Ważną kwestią jest też potrzeba pewnych zmian, uczulenia kadr WCR na .. bardziej ludzkie podejście do obsługi „petentów”. Przykład?
Wzywamy na trzydziestodniowe ćwiczenia jakiegoś 32 latka, który wcześniej nie odbył żadnego przeszkolenia wojskowego. Pan się okazuje być hydraulikiem prowadzącym JDG, pracującym jako podwykonawca dla różnych firm budowlanych. Przychodzi do WCR i prosi, że może te ćwiczenia, to by się nie dało przełożyć o dwa miesiące, bo on rozumie, że „ojczyzna wzywa itd”, ale akurat, kiedy są te ćwiczenia to on ma termin na ukończenie robót i jak to zawali, to może to się dla niego skończyć różnymi konsekwencjami. Takich sytuacji może być wiele i należy wypracować takie zasady postępowania i podejścia „z ludzką twarzą”, by wezwany, bez najmniejszego entuzjazmu, ale wypełnił swój obowiązek, lecz nie tworzyć sobie w nim wroga, który całe szkolenie zrobi na „odpi..” nic z niego nie wyniesie i całość będzie jednym wielkim niewypałem.
4. PR, Reklama, Zachęty. Niektóre Rodzaje Sił Zbrojnych jak i Jednostki Wojskowe robią kawał dobrej roboty, starając się udanie reklamować w „social-mediach” zachęcać do wstępowania w swe szeregi. Ale. Brakuje jednej centralnej i spójnej kampanii reklamowej od MON. Jeśli MON nie potrafi stworzyć takiej kampanii reklamowej , to może warto ją zamówić w sektorze prywatnym? Na dodatek uwzględniającej, że dzisiejsi 20-30 latkowie mają zupełnie inne postrzeganie świata, inaczej widzą i akcentują swoje potrzeby i aspiracje. Może to być przedmiotem niedowierzania lub nawet drwin wśród 40-60 latków, ale taka jest rzeczywistość i ignorowanie jej nie jest najlepszym pomysłem.
To zresztą przyczynek, że trzeba gruntownie przemyśleć system benefitów zachęcających do wstąpienia w szeregi wojska. I to obojętnie, czy mówimy o zawodowej, terytorialnej, dobrowolnej zasadniczej służbie wojskowej lub czynnej rezerwie. Demografia nam nie sprzyja. Wojsko będzie coraz w większym stopniu konkurować o kandydatów z innymi służbami mundurowymi, także cierpiącymi na braki kadrowe jak i rynkiem cywilnym.
Jeśli plany operacyjne i zobowiązania sojusznicze wymagają znaczącej rozbudowy SZ RP, to musimy podjąć działania Tu i Teraz. Musimy podjąć zdecydowane kroki w celu zachęcenia do wstępowania do służby czynnej, jak i wreszcie poważnie szkolić rezerwy, w tym te, które ”nie powąchały prochu”. W przeciwnym razie pomimo zakupów SpW, realizacji PMT (programu modernizacji technicznej) będziemy mieć do czynienia z SZ, które NIE BĘDĄ w stanie dokonać mobilizacyjnego rozwinięcia i uzupełniać straty w razie konfliktu. A to prowadzi nas to konstatacji, że gdyby dotknął nas konflikt podobny do tego, który obserwujemy na Ukrainie, realne zdolności bojowe naszych SZ nie będą przedstawiały większej wartości, poza niektórymi przypadkami…
Na zakończenie mała uwaga odredakcyjna. Tekst w CAŁOŚCI jest oparty na ogólnie dostępnych źródłach (min. publikacjach) i został opracowany pod kątem osób amatorsko interesujących się problematyką bezpieczeństwa. Fachowców proszę o nie zgrzytanie zębami. Zapewne przez konieczne skróty, luki w materiale ogólnodostępnym bądź niezbyt szczęśliwe konstrukcje myślowe mogło dojść do omyłek/lub stwierdzeń, które mogą być mało zrozumiałe – serdecznie proszę o uwagi, przyjmę je z należytą pokorą.
Jeśli Ci się podoba moja praca i chcesz więcej tego typu tekstów, postaw mi kawę. Dziękuję za każde wsparcie.
Tomasz Leśnik
Od bardzo dawna (co potwierdzają siwe włosy i zakola) interesujący się problematyką bezpieczeństwa narodowego, sił zbrojnych, militariów. Maruda zadający niewygodne pytania. Aktywny uczestnik polskiego „mil-netu”. Od niedawna obecny także na Twitterze – profil @PEmeryt – Hobby: historia, II RP, gitara i muzyka także w „ciężkiej” odmianie.