WarNewsPL

Jak powinno działać planowanie operacyjne i dlaczego w Rosji nie działa?

Udostępnij artykuł

Planowanie operacyjne jest swego rodzaju sztuką. W doktrynie NATO jest procesem opartym na współpracy, synchronizacji, koordynacji i spójności działań.

W normalnym kraju odpowiednik szefa sztabu generalnego przedstawiłby plan osiągnięcia celów polityczno-strategicznych środkami wojskowymi i pozawojskowymi. Skupiając się na wojskowych, powinien wskazać niezbędne pozawojskowe. Współczesne kryzysy charakteryzują się złożonymi współzależnościami, przenikaniem się kwestii historycznych, politycznych, wojskowych, społecznych, kulturowych i ekonomicznych.

Rozwiązania niezbędne do zażegnania lub zakończenia kryzysu/konfliktu mają zróżnicowany charakter, stąd NATO planuje działania w sześciu standardowych domenach: politycznej, wojskowej, gospodarczej, społecznej, infrastrukturalnej i informacyjnej (Political, Military, Economic, Social, Information, Infrastructure PMESII), prowadząc analizę oczekiwanych celów politycznych, strategicznych i operacyjnych, z uwzględnieniem aspektów zarówno wojskowych, jak i pozawojskowych.

Wyniki tej analizy powinny wskazać militarne i pozamilitarne środki do osiągnięcia założonych celów, uwzględniając wzajemne relacje między ogniwami wojskowymi i pozawojskowymi. ​Jak w systemie naczyń połączonych, określone działania wojskowe mogą wywołać efekty w pozostałych domenach spektrum PMESII i vice versa. Plany szczebla strategicznego muszą uwzględniać czynniki pozawojskowe i wszystkie dostępne instrumenty (środki) oddziaływania, stosując jeden lub kombinację kilku z czterech instrumentów, w ramach metodologii DIME (instrumenty Dyplomatyczne, Informacyjne, Militarne i Ekonomiczne). Aby osiągnąć trwałe rozwiązanie, nowoczesne operacje wymagają komplementarnego i spójnego zastosowania różnych środków oddziaływania.

Plany szczebla operacyjnego w mniejszym stopniu, ale również powinny uwzględniać aspekty pozamilitarne, natomiast muszą być powiązane z realizacją celów strategicznych, aby zapewnić jedność celu i spójność podejścia i działania.


Rolą przywódcy politycznego jest zapewnienie strategicznemu dowódcy wojskowemu niezbędnego wsparcia pozamilitarnego. Ale dowódca strategiczny musi mieć przysłowiowe jaja, żeby powiedzieć, co jest osiągalne z wojskowego punktu widzenia. Nikt nie ma nieograniczonych zasobów. Więc jeśli „wódz” jest oderwany od rzeczywistości, nie da się skonstruować wykonalnego planu. A cała metodologia planowania operacyjnego sprowadza się do tego, żeby plan był wykonalny.

Ale plan będzie wykonalny tylko wtedy, gdy odpowiednie decyzje zapadają na właściwym szczeblu. Jeśli decyzje taktyczne zapadają na szczeblu politycznym, nic dobrego z tego nie wyniknie. O ile planowanie powinno być zcentralizowane, to wykonanie planu – zdecentralizowane.
W NATO dominuje koncepcja tzw. mission command, czyli dowodzenia i kierowania z ukierunkowaniem na realizację celów strategicznych i operacyjnych, realizację misji. W ten sposób dowódcy stwarzają podwładnym swobodę działania zarówno w przypadku wystąpienia planowanych, jak i nieprzewidzianych wydarzeń oraz wykorzystywania nadarzających się okazji. Zachęca się do wykazywania inicjatywy i promuje podejmowanie decyzji w odpowiednim czasie. Dowódcy delegujący uprawnienia decyzyjne podwładnym muszą jasno określać swoje intencje, określać granice swobody działania narzucając niezbędne restrykcje, wyznaczać cele do osiągnięcia oraz zapewniać wystarczające siły, środki i uprawnienia niezbędne do wykonania powierzonych podwładnym zadań.

Jeśli szczebel strategiczny zacznie zajmować się działaniami na szczeblu taktycznym, nie tylko zakłóci funkcjonowanie systemu dowodzenia i kierowania ale też poświęci bezcenny czas na (niekoniecznie prawidłowe) nadzorowanie zadań, których wykonanie powierzono (najprawdopodobniej) odpowiednio do tego wyszkolonym i przygotowanym dowódcom, zamiast skupiać się na zadbaniu, by poszczególne działania taktyczne skoordynować i zsynchronizować dla osiągnięcia celów operacyjnych i strategicznych. Jak w każdym autorytarnym państwie, w Rosji widać tendencję do ręcznego sterowania, „mikrozarządzania” przez „wierchuszkę”.

Tendencja ta tłamsi niezależność i kreatywność dowódców niższego szczebla, ogranicza elastyczność planu i możliwość jego adaptacji do zmieniających się realiów, zwłaszcza jeśli wiąże się ze stawianiem sztywnych, ściśle określonych, acz niekoniecznie realnych zadań.
W ten sposób kształtuje się dowódców uległych, nieskorych do wykazywania inicjatywy czy przejmowania jej przy nadarzającej się okazji i zachęca do powielania sztampowych, niegdyś „przyklepanych” planów zamiast poszukiwania alternatywnych, nieszablonowych rozwiązań, których wdrożenie mogłoby zaskoczyć przeciwnika i wytrącić mu inicjatywę z rąk. W tym względzie ewidentna staje się różnica między stylem dowodzenia i kierowania wojsk UKR (wzorowanym na doktrynie NATO) a stylem prezentowanym przez dowódców RUS, często jeszcze ze starej sowieckiej szkoły, dla której nawet Doktryna Gierasimowa to niemalże bluźnierstwo. Na odcinkach, na których dowodzą RUS oficerowie z doświadczeniem z Syrii, widać większą elastyczność i skłonność do działań manewrowych, a nie statycznych, niemalże „pozycyjnych”. I na niektórych odcinkach obecnego frontu takie działania po stronie rosyjskiej da się wyraźnie zaobserwować.

Czy zmienia to mój ogólny pogląd, że planowanie operacyjne w Rosji nie działa? Absolutnie nie. Działania na szczeblu taktycznym w mojej ocenie prowadzone są przez rosyjskich dowódców często na zasadzie improwizacji, zwłaszcza wobec braku synchronizacji na szczeblu operacyjnym.
Wciąż nie mogę pojąć, jak można było prowadzić działania na pięciu zasadniczych kierunkach operacyjnych (nie na jednym zasadniczym i dwóch- trzech pomocniczych) wzajemnie konkurujących między sobą o zasoby, wsparcie bez odpowiednio przygotowanej logistyki i przy rozciągniętych poza granice rozsądku liniach zaopatrzenia. Zamiast więc jednego planu operacyjnego mieliśmy do czynienia de facto z czterema lub pięcioma równoległymi i konkurencyjnymi planami taktycznymi zamiast zcentralizowanego planu operacyjnego i zdecentralizowanej realizacji na szczeblu taktycznym. Potem chaos pogłębiły próby ręcznego sterowania ze szczebla strategicznego działaniami na szczeblu taktycznym.

I podobnie dziś, podczas realizacji rosyjskich planów obrony przed ukraińską kontrofensywą, dostrzegam braki w koordynacji i synchronizacji działań na poszczególnych odcinkach frontu/kierunkach działania, jakby każdy z dowóców odcinka realizował własny plan taktyczny nie oglądając się na sytuację całości, choć działania zaczepne Rosjan na linii Kupiańsk-Swatowe-Kreminna oraz Awdiiwka-Donieck zdają się mieć na celu odciążenie odcinka zaporoskiego, obecnie biorącego na siebie główny ciężar ukraińskich działań, a umocnienie obrony w Bachmucie wiąże spore siły ukraińskie. Zatem widać pewne przebłyski synchronizaji i koordynacji działań na szczeblu operacyjnym, ale w mojej ocenie daleko jeszcze Rosjanom do poziomu reprezentowanego w tym obszarze przez Siły Zbrojne Ukrainy.

Wciąż też nie widzę po stronie rosyjskiej prowadzenia w pełni zintegrowanych i zsynchronizowanych operacji połączonych, choć znaczne postępy da się zaobserwować w zakesie działań połączonych na szczeblu takytcznym i tzw. Joint Fires. Pojawiają się tez pewne wskazania, że działania WKS (coraz częściej prowadzone w formie COMAO) w połączeniu z uderzeniami na cele w ukraińskiej głębi operacyjnej prowadzonymi zarówno przez lotnictwo strategiczne, jak i okręty będące nosicielami pocisków manewrujących, zmierzają do zakłócenia ukraińskiej logistyki, a w konsekwencji spowolnienia tempa i osłabienia impetu ukraińskich działań ofensywnych.


Udostępnij artykuł
Exit mobile version