WarNewsPL

DLACZEGO ZEŁEŃSKI NIE JEST DOBRYM PREZYDENTEM?

Udostępnij artykuł

Widzę, że mój krótki wpis o prezydencie Ukrainy, nieoczekiwanie dla mnie samego, wzbudził duże zainteresowanie. W komentarzach pojawiły się skrajne opinie na temat tego przywódcy. Zarówno te broniące go, jak i na odwrót. Wiele osób nie była w stanie pojąć, skąd nagle tak ostra krytyka z mojej strony. W rzeczywistości ta opinia jest u mnie niezmienna w zasadzie od czasów, kiedy ten człowiek kandydował na stanowisko prezydenta. Spróbuję krótko wyjaśnić, na czym polega dla mnie problem z tym prezydentem.

1/ Populizm. To jest oczywiście standardowy problem dla dzisiejszej polityki na całym globie. Ale w wypadku Zeleńskiego to jest wręcz wzorowy przykład takiego czystego populizmu. Doszedł do władzy manipulując obawami ludzi, strachem o przyszłość, zmęczeniem wojną. On nawet nie obiecywał wyborcom nic konkretnego, żadnych „100 konkretów”, których się później nie wykona. On nie miał żadnego programu. Nic. Ani ekipy nie miał, ani pomysłu, ani programu zmian. Nic z tych rzeczy. Nie obiecał obniżenia podatków, czy podniesienia poziomu życia. Wzrostu gospodarczego. To był taki współczesny bolszewik z hasłami nic nie znaczącymi w stylu „Koniec epoki nędzy”, czy „Żeby zakończyć wojnę, trzeba po prostu przestać strzelać”. To jest tak czysty populizm, że porównać to można tylko z politykami z czasów międzywojennych XX wieku. Jednocześnie człowiek ten po prostu umiał się zaprezentować w telewizji. Nic dziwnego, bo aktor. Potrafił przekonać część proukraińskich wyborców, że jest patriotą, ale nie skorumpowanym, a część prorosyjskich wyborców, że jest zwykłym rosyjskojęzycznym chłopem z Krzywego Rogu, który jest gotów ułożyć stosunki z Putinem. Tak zebrał 73% głosów. To nie była żadna jedność narodu. To był triumf czystego populizmu. Ale w tym też krył się zaprogramowany od samego początku nieunikniony upadek. Bo jeżeli dwóm przeciwległym grupom wyborców sugerujesz prowadzenia dwóch wykluczających się polityk, to w zależności od tego, jaką realnie politykę wybierasz, ktoś musi być ostro rozczarowany. A jednocześnie Zełenski jest ogromnie uczulony na krytykę i słupki poparcia. Chce być lubiany i popierany. To jest ogromną jego wadą, bo ze wszystkich sił stara się unikać odpowiedzialności za niepopularne decyzje, ale też czasem i zaletą, bo zazwyczaj w sytuacji, kiedy widzi ostry sprzeciw społeczeństwa – ustępuje.

2/ Niekompetencja. Zełeński nie miał żadnego programu i żadnego planu dla Ukrainy nie dlatego, że to był taki polityczny myk, by nie brać odpowiedzialności na siebie i nie obiecywać nic konkretnego. On po prostu nie wiedział, co i jak ma robić z krajem. Polityka prowadzona przez jego rządy wahała się od jednej skrajności do drugiej. Nie było żadnej systemowej pracy nad reformami kraju. Dominować zaczęły medialnie głośne projekty, na których można było sobie zyskać kilka procent poparcia. „Wełyke budiwnyctwo”(rozbudowa infrastruktury drogowej – przyp. Red.), „Państwo w smartfonie” itd. Natomiast wiele z już przeprowadzonych wcześniej za poprzedniej ekipy reform nawet próbowano cofnąć. Na przykład zatrzymano reformę systemu ochrony zdrowia. Albo reforma decentralizacji: zamiast ją dokończyć, przebudowano bilans przepływu pieniędzy z podatków na korzyść budżetu centralnego. Więc nowe samorządy ukraińskie zamiast otrzymać pieniądze na inwestycje lokalne, otrzymały kompetencje bez wsparcia finansowego do ich realizacji.

3/ Autorytarne zapędy. To jest chyba najbardziej nieoczywisty dla Polaków i najbardziej poważny problem. Zełenski nie jest żadnym młodym ukraińskim pokoleniem w polityce z nowym myśleniem, jak o nim eksperci w tym kraju bezmyślnie opowiadali bzdury, kiedy doszedł do władzy. To jest człowiek z industrialnego wschodu kraju, rosyjskojęzyczny. Mentalnie był zawsze tym, co się nazywa na wschodzie „sowok”. Czyli mentalnie tkwiący w ZRSR. On się zmienia. Życie go zmusza. Ale to nie jest szybki proces.

Zełeński nie rozumie jak działa demokratyczny system władzy. On nie ma żadnego szacunku do instytucji i nie rozumie, po co one mu w ogóle są potrzebne. Nie rozumie, po co istnieją: opozycja, koalicje w parlamencie, trójpodział władzy. To jest zwykły radziecki prosty chłop, chcący szybko wprowadzić proste rozwiązania, które wszystko naprawią. I najlepiej, żeby on jednym swoim rozkazem te zmiany mógł wprowadzić. Za jego rządów zachwiana została tradycyjna dla Ukrainy równowaga władzy. Taka na przykład, jaka istniała za jego poprzednika. Poroszenko był tradycyjnym politykiem, zmuszonym cały czas do budowania kompromisów z innymi politykami. W parlamencie rządziła koalicja kilku dużych partii, interesy których nie zawsze były tożsame. To był skomplikowany polityczny proces. Władza Poroszeki była w naturalny sposób ograniczona. Premierzy zazwyczaj pochodzili z innych partii i byli sami ważnymi postaciami w ukraińskiej polityce z własnymi poglądami i ambicjami.

W 2019 roku zdarzyła się mała polityczna katastrofa na Ukrainie. Przez nikogo w Polsce niezauważona. Zafundowała tę katastrofę oczywiście infantylna większość, tak samo chętna prostym i szybkim rozwiązaniom skomplikowanych problemów. Zełenski był człowiekiem spoza polityki. Nie miał ekipy wokół siebie,nie miał wsparcia rozbudowanej własnej partii politycznej. Więc on tę ekipę stworzył i zebrał partię. Stworzył w kilka miesięcy. Z byle kogo. W dosłownym znaczeniu. Tego, kogo się dało znaleźć w krótkim czasie. Ta jego nijaka partia zdobyła większość w parlamencie. Zbiorowisko wypadkowych ludzi, których nie łączy nic poza nazwiskiem Zełenskiego. I rola parlamentu drastycznie spadła do poziomu fabryki głosowania na decyzje podjęte w administracji prezydenta. No, a rząd na Ukrainie budowany jest przez parlament, więc też i rząd stracił jakikolwiek wpływ i znaczenie, bo lista ministrów ułożona przez prezydenta dostawała poparcie w parlamencie z automatu. Większość rządząca mogła listę ministrów, którą ma poprzeć, dostać na kilka godzin przed głosowaniem.

Ukraińscy ministrowie i premierzy za Załenskiego to są postacie nijakie. Poza nielicznymi wyjątkami, które zresztą szybko są z systemu wyrzucane. W większości to są osoby nieznane społeczeństwu, bez ambicji, bez wpływów politycznych, bez kompetencji . Taka szara masa. Zmiana jednego nazwiska na inne na Ukrainie za Zełenskiego nie wywołuje żadnych emocji, bo to nie ma żadnego znaczenia. Zełenski zbiera wokół siebie ludzi, którzy nie mogą stać się dla niego i jego władzy zagrożeniem.

To nie jest myślenie demokratycznego przywódcy. To jest styl autorytarnego władcy. I w warunkach, kiedy wojna osłabia wpływy ukraińskich oligarchów, najważniejsze pytanie, które sobie zadaję, to: co będzie po wojnie z takimi zapędami Zełenskiego? Czy ukraińskie społeczeństwo okaże się wystarczająco dojrzałe? Czy ramy, które stawia Zachód dla jego władzy w zamian za wsparcie finansowe, ograniczą te zapędy? Czy jakieś jeszcze inne czynniki działają? Tego nie wiem. To jest dla mnie drugie najważniejsze pytanie. Pierwsze to pytanie – jak zakończy się wojna.

Wojna w pewnym stopniu wzmocniła jeszcze te zapędy Zełeńskiego. Jego popularność na początku inwazji dodatkowo przekonała go, że jest dobrym przywódcą na czasy kryzysu. I ta arogancja, z jaką podchodzi do rozmów dyplomatycznych, czego też doświadczają i polscy dyplomaci, to jest właśnie to. Przekonanie o swojej świetności, o słuszności swoich przekonań pomnożona przez brak doradców wokół siebie, którzy by byli w stanie mu powiedzieć, że nie należy tak robić.

4/ Tkwienie w świecie iluzji. Oczywiście tutaj Zełenski jest tylko odzwierciedleniem infantylizmu całego ukraińskiego społeczeństwa. Chodzi o iluzję dotyczące tego, że z Putinem w jakiś sposób można się dogadać tak żeby i wilk był syty, i owca cała.

Dziś, kiedy Zełenski nam się kojarzy ze sprzeciwem wobec putinowskiej inwazji, nie można zapominać, od czego wszystko się zaczęło. Zełenski doszedł do władzy na hasłach „pokoju”. Na hasłach, że przekona Putina, pójdzie na kompromis i załatwi pokój. Doszedł do władzy oskarżając swojego rywala o bycie umowną „partią wojny”, która nie chce i nie jest w stanie dogadać się z Rosją, bo to są nacjonaliści, bo są skorumpowani i zarabiają na prowadzeniu wojny i dlatego nie ma na Ukrainie pokoju. To było kłamstwo, populizm i rosyjska propaganda. Rosjanie bez wątpienia stawiali na Zełenskiego, bo uważali, że to będzie słaby przywódca, z którym sobie poradzą. Albo Ukrainę zdestabilizują, albo wymuszą kapitulację. Poroszenko był władcą delikatnie mówiąc nieidealnym. Za jego rządów kwitła korupcja i on sam był powiązany z ludźmi o reputacji polityków skorumpowanych, ale prawda jest taka, że okres jego rządów to pierwsza w historii Ukrainy próba przeprowadzenia systemowych reform. Udanych w niewielkim stopniu, ale w niektórych obszarach udanych. I korupcja to jedno, ale narracja o „zarabianiu na krwi” to jest czysto rosyjska informacyjna dywersja i nic innego. Której jedynym realnym celem było przekonanie Ukraińców, że odpowiedzialność za wojnę leży na prezydencie Ukrainy, a nie prezydencie Rosji. W Polsce swoją drogą ta narracja również nieźle się przyjęła ale z innego powodu. Wyrazem tego na przykład była kwestia słynnej „Fabryki Roschen w Lipiecku” w Polsce szeroko omawiana, służąca ilustracja skorumpowania Poroszenki, a jednocześnie w całości była to produkcja rosyjskiej propagandy. Nie mająca po prostu nic wspólnego z rzeczywistością.

Wołodymir Zełenski wykorzystał tę absolutnie rosyjską narrację do atakowania swojego rywala i uczynił z niej centralny punkt swojej kampanii wyborczej. Co było bezodpowiedzialną głupotą, ponieważ gdy tylko wygrał wybory, narracja ta bardzo szybko zaczęła uderzać w niego samego. Bo to nie Ukraina zaatakowała Rosję, a klucze do zakończenia wojny i ustanowienia pokoju leżą nie w Kijowie, więc okazało się dość szybko, że można żyć w świecie iluzji tylko do momentu bolesnego zderzenia się z rzeczywistością. A rzeczywistość była taka, że Rosja nie chciała żadnych kompromisów i nie zamierzała się dogadywać. Ona po prostu żądała podporządkowania się. Najzwyczajniej w świecie. No i jeżeli Zełenski również nie jest załatwić pokóju, a on sam sprzyjał przekonaniu społeczeństwa że „zarabianie i korupcja na krwi” jest przyczyną wojny, no to logicznym jest, że i Zełenski nie może nic zrobić, bo jest skorumpowany. I zapewniam was, że ta bezmyślność połączona z niedojrzałością ukraińskiego społeczeństwa jeszcze nieraz w Zełenskiego uderzy. W realnym świecie korupcja jest problemem systemowym na Ukrainie i to problemem złożonym. Problemem istniejącym na różnych poziomach i wśród elit, i wśród zwykłych obywateli. Jest to problem, z którym Ukraina będzie walczyć dziesięciolecia. Nie jest on bezpośrednio związany z wojną. Rosja chce podbić Ukrainę. Kropka. To są dwie różne kwestie. Wojna się nie skończy dlatego, że jutro Ukraina zwalczy korupcję i to państwo stanie się o 20, 30 czy 100 % bardziej efektywne.

Ten okres rządów Zełenskiego przed inwazją można pozdzielić na dwa okresy. Większość tego czasu prezydent Ukrainy uparcie tkwił w swoich iluzjach. I prowadził odpowiednią politykę. Był w tym popierany przez infantylną większość ukraińskiego narodu. Próbował dogadać się z Putinem. Prowadził rozmowy z marionetkowymi republikami, budował jakieś dziwne układy z nimi. Zniósł priorytet armii i bezpieczeństwa w strukturze wydatków państwa. Przekierował finanse na inne programy. Z armią jego stosunki w ogóle przez cały ten okres były bardzo napięte. Armia go wręcz nienawidziła za tę politykę. On jej odwdzięczał się tym samym. Pensje żołnierzy i oficerów przestały wzrastać. Zaczął się odpływ ludzi z wojska. Przystopowano program rakietowy. No a z własnym wywiadem wojskowym Zełenski znajdował się wręcz w stanie niewypowiedzianej wojny. Głównie za sprawą torpedowania przez jego ekipę operacji z zatrzymania wagnerowców szykowanej przez ukraiński wywiad. Czyli 80% okresu jego rządów przed inwazją Zełenski nie tylko nie przygotowywał kraju do wojny, ale i osłabiał ukraiński potencjał.

Ale w ostatnim jakoś roku (do pół roku) widocznie przyszło uświadomienie, że Rosja nie zamierza rozmawiać i zaczęto chaotyczne ruchy, żeby nadrobić te zaniedbania. Mniej więcej zbiega się to z mianowaniem gen. Załużnego na stanowisko głównodowodzącego. Uruchomiono ukraiński WOT, zalano nagle pieniędzmi zbrojeniówkę, aktywizowano szkolenia w wojsku itd. Ale to było już za późno, by cokolwiek zasadniczo zmienić.

Rosjanie zaś uwierzyli, że skoro ich narracja jest wykorzystywana przez Zełenskiego, a on dostaje 73% poparcia, to oznacza, że większość Ukraińców jest tak zmęczona wojną, że gotowa jest do kapitulacji. Uważam, że to ten człowiek, nie rozumiejąc tego, swoją bezmyślnością przekonał Rosjan, że „Kijów w 3 dni ” jest realnym scenariuszem. I oni najpierw czekali, aż Zełenski przed nimi kapituluje, tak jak obiecał (jak im się wydawało, że obiecał), a kiedy się nie doczekali, to uznali, dokładnie, jak to określił swego czasu Putin, że Zełenski zdradził własnych wyborców, ulegając naciskom garstki ukraińskich nacjonalistów. I wtedy już inwazja była nieunikniona. Paradoks polega na tym, że to jest też przyczyną niepowodzenia rosyjskiego planu blitzkriegu. Ale jestem przekonany, że Zełenski swoją arogancką bezmyślnością, nie zdając sobie z tego sprawy, przekonał Rosjan, że im pójdzie łatwo z Ukrainą, bo społeczeństwo nie będzie stawiało oporu. Przy czym żadne odstraszanie ukraińskie i żadne przygotowania jej do wojny nie mogły już wpłynąć na rosyjską percepcję.

5/ Kto jeśli nie on? Kto byłby lepszy. Z całym szacunkiem, drodzy państwo ale … PRAWIE KAŻDY Z TRADYCYJNYCH UKRAIŃSKICH POLITYKÓW byłby lepszy. Tak, ja wiem, że wybrano go, bo społeczeństwo rozczarowało się w tradycyjnych politykach. Nic nowego. Społeczeństwo z dziecięcym traktowaniem rzeczywistości oczekuje szybkiego rozwiązania problemów, które się piętrzyły w tym kraju od dziesięcioleci. Niegotowe przy tym niczym płacić za zmiany i ponosić odpowiedzialność za nie – zagłosowało na kolejnego mesjasza, który za nich wszystko zmieni. Nic nowego. Nowe tylko jest to, że działo się to w kraju w stanie wojny. Zełenski nie jest nową świeżą krwią w ukraińskiej polityce. To był człowiek związany z Rosją dość mocno przez wiele dekad. On tam zarabiał pieniądze. Czynniki, które powoli pchają na Ukrainie reformy i zmiany, nie zależą od Zełenskiego. On się sam nie przyczynił jakoś szczególnie do tych zmian. To w dużym stopniu jest koniunktura. I zakładam, że w ramach tej koniunktury, działałby tak czy inaczej każdy polityk ukraiński chcący utrzymać władzę i wygrać wybory. Za to kompetencje w sensie zwykłego zarządzania państwem Tymoszenko czy Jaceniuk, czy Poroszenko mają o wiele większe. Ukraińska zreformowana armia, która zatrzymała Rosjan pod Kijowem wiosną 2022 roku w ŻADNYM STOPNIU nie jest dziełem rąk ekipy Zełenskiego. To jest w całości efekt pracy ekipy jego poprzednika. Wielu ludzi, nie tylko Poroszenki. Większość okresu rządów Zełenski był w stanie cichego konfliktu z własną armią i ta armia powoli się degradowała. Ale na szczęście ten okres był zbyt krótki, żeby się znacznie pogorszył stan gotowości bojowej tej armii.

Oczywiście Zełenski podjął odważną decyzję na początku inwazji, żeby stawić czoła Putinowi i trwa na tym stanowisku do dziś. Ale przekonanie, że w ukraińskich warunkach nikt inny by tak nie zrobił, jest błędne. Przypomnę państwu, że ukraińska polityka się różni od europejskiej. Jej historia jest burzliwa i pełna protestów i rewolucji. I można oskarżać tradycyjnych ukraińskich polityków o korupcję, ale na pewno nie można im zarzucić braku osobistej odwagi. Każdy z nich brał aktywny udział w akcjach ulicznych. W tym ryzykując też i własnym zdrowiem. I nie sądzę, szczerze mówiąc, by ktoś z nich uciekł w tamtej sytuacji. Wręcz przeciwnie: stanem na 20 lutego 2022 roku oczekiwałbym tego od większości ukraińskich tradycyjnych polityków wyższej rangi i akurat nie oczekiwałem tego od Zełenskiego. Bo w odróżnieniu od tych ludzi Zełenski zawsze siedział cicho, nie brał udział w żadnych podobnych gorących wydarzeniach i żadnej społecznej aktywności z jego strony nie było widać. On się nigdy nie narażał trzymając się raczej jakiegoś cichego wygodnego i bezpiecznego miejsca podczas kryzysowych wydarzeń 2004 roku czy 2014.

6/ Czy Wołodymir Zełenski się zmienia? Niewątpliwie. Każdy Ukrainiec w zasadzie na wstępie po 1991 roku jest człowiekiem mentalności radzieckiej. I każdy musi przechodzić swoją własną wewnętrzną ewolucję. Łącznie ze mną. Ten etap wewnętrznej przemiany, który przechodzi Zełenski, u mnie odbył się gdzieś ok. roku 2001 w wyniku mojego aktywnego podróżowania po krajach zachodnich i Rosji. Z tą różnicą, że Wołodymir Zełenski do 2014 roku był z Rosją ściśle związany: mentalnie, biznesowo, kulturowo, osobistymi stosunkami z rosyjskimi działaczami kultury i kina. Po 2014 w dużym stopniu z przymusu dystansował się od Rosji, by nie mieć problemów z prowadzeniem biznesu na Ukrainie. Ale mentalnie dalej tkwił w swojej radzieckości, co wypłynęło bardzo mocno podczas kampanii wyborczej. I dopiero już na stanowisku prezydenta, w bezpośrednim starciu z Rosjanami, powoli zaczął sobie uświadamiać, że to nie jest żaden partner do rozmów. Że nie traktują Ukraińców jako równych sobie. No i wojna… I tutaj trzeba powiedzieć, że postawa Zełenskiego jest odzwierciedleniem postaw wielu Ukraińców, szczególnie z południa i wschodu, tak samo mentalnie tkwiących w radzieckich mitach. To jest złość na Rosjan i traktowanie ich zachowania niemal jako noża wbitego w plecy. Bolesne rozstanie się z mitem o braterskich narodach i wściekłość na tego, kogo uważało się za tego brata. W odróżnieniu od ludzi o dojrzałej ukraińskiej tożsamości, którzy zwyczajnie Rosjan traktują jako obcych sobie pod każdym względem naród i jako zwyczajnego wroga, najeźdźcę, którego po prostu trzeba zniszczyć.

Na początku wojny Zełenski pozytywnie mnie zaskoczył. Muszę to przyznać. Ale przede wszystkim dlatego, że czegoś takiego oczekiwałem od innych, a ten polityk pokazał siebie przedtem głównie z gorszej strony, więc ta jego odwaga była pozytywną zmianą wobec zaniżonych oczekiwań. Oceni prezydenta Zełenskiego oczywiście historia 30 czy 50 lat po wojnie. Nie wiemy, jak się wojna zakończy i nie wiemy jaki końcowy wniosek można będzie wysnuć z całokształtu jego przywództwa. Ale na dziś trzeba po prostu bez iluzji i mitów rozumieć, kim jest ta postać, skąd pochodzi i jakie ma zalety i wady. Nie budować sobie ani zawyżonych ani zaniżonych oczekiwań.


Udostępnij artykuł
Exit mobile version